Tematyką bloga ma być pielęgnacja moich włosów oraz ich zapuszczanie. Blog mam mi służyć głównie jako miejsce zapisywania różnych spostrzeżeń, obserwacji związanych z pielęgnacją włosów, a także jako źródło informacji dla osób zainteresowanych tematem.

niedziela, 18 maja 2014

Maska drożdżowa i fale z dyfuzora - Niedziela dla włosów

Zazwyczaj z niedzielą dla włosów mi nie po drodze bo myję moje włosy późnym wieczorem i nie mam czasu ani warunków do robienia zdjęć i pisania notek na bloga. Tym razem jednak mycie wypadło mi rano i miałam trochę czasu żeby się z włosami pobawić.

          Co zrobiłam?          

Wieczorem wtarłam w skalp około 3 ml olejku stymulującego wzrost włosów Khadi, włosy zaplotłam w warkocz a na końcówki nałożyłam olejek regenerujący którego odlewkę dostałam od Henri.
Rano umyłam włosy rozcieńczonym szamponem Babci Agafii na brzozowym propolisie - robię jego roztwór z wodą o stężeniu około 40%. Nie zwracałam uwagi na różnice między stanem włosów po umyciu szamponem stężonym a rozcieńczonym. Rozcieńczam go po prosu dla wygody i oszczędności.
Od ucha w dół nałożyłam drożdżową maskę, również od Babci Agafii, i trzymałam ją na włosach ok 10 minut. Nałożyłam jej też odrobinę na grzywkę i na wierzchnią warstwę włosów na głowie. Ta maska jest u mnie nowością, dostałam jej niepełne opakowanie w ramach wymiany ( ostatnio mój ulubiony sposób pozyskiwania nowych mazideł do testów). Po 3 użyciach nie mam jeszcze o niej wyrobionego zdania.

           Stylizacja włosów           
Po spłukaniu maski włosy osuszyłam i przystąpiłam do ich stylizacji w fale.
Włosy dokładnie rozczesałam grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami. Grzywkę wysuszyłam na dużej okrągłej szczotce - zawsze robię to kiedy grzywka jest jeszcze mocno mokra gdyż wtedy mogę ją całkiem ładnie ułożyć. A jeśli zdąży wcześniej podeschnąć to już wszystko stracone - muszę ją ponownie zmoczyć bo już nie mam większych szans na ładne ułożenie i wygładzenie jej.
Czas na żel - odrobinę żelu roztarłam na dłoniach i robiąc z palców "grabki" kilka razy przeczesałam nimi moje włosy od ucha w dół. Resztki żelu które mi zostały na dłoniach wytarłam we włosy przy samej głowie żeby spacyfikować baby hairs. Włosy podzielone już na pasma pougniatałam chwile w starą koszulkę po czym zawinęłam je w tą samą koszulkę na parę minut ( plunking, plopping - jak zwał tak zwał). W tym czasie przyrządziłam sobie śniadanie.
Po 10-15 minutach odwinęłam koszulkę z włosów i zajęłam się ich suszeniem. Podzieliłam je na 4 części i każdą część suszyłam przez kilka minut w dyfuzorze. Po 3 powtórzeniach moje włosy były już suche i... dziwnie powyginane. Po paru minutach nieco się rozprostowały i zaczęły wyglądać całkiem znośnie.
Poprawiłam jeszcze grzywkę prostownicą.

           Efekty          

Po lewej wierzchnia warstwa, po prawej spodnia - trochę słabiej poskręcana.

Fale wyszły mi całkiem ładne, przynajmniej na zdjęciach. W rzeczywistości włosy są lekko szorstkie i spuszone. Fale są dość nieregularne ale nawet mi się podobają.
Oczywiście ta fryzura nie ma szans na przetrwanie nocy. Zniszczy ją zapleciony warkocz, a spanie w rozpuszczonych włosach nigdy nie kończyło się dla mnie dobrze. Dlatego prawie nigdy nie stylizuję już włosów - myję włosy wieczorem więc późniejsze układanie ich w fale jest bezcelowe. Zaś rano nie mam ani czasu, ani ochoty na zabawę z dyfuzorem.

sobota, 17 maja 2014

Eksperymenty z kolorem włosów - henna i gencjana

Jako posiadaczka włosów o szarym odcieniu, nazywanym również mysim blondem, zawsze byłam podatna na pokusę stosowania różnych metod zmiany swojego koloru włosów. Zaczęło się od pasemek robionych na spodniej warstwie włosów wodą utlenioną i rudą farbą (którą mój brat przefarbował się na imprezę sylwestrową i sporo jej zbyło) w podstawówce. W gimnazjum do którego uczęszczałam obowiązywał zakaz farbowania włosów i malowania się więc próbowałam jedynie lekko rozjaśnić moje włosy płukanką z rumianku. W liceum już wolno mi było zaszaleć - farbowałam włosy licznymi szamponetkami firmy Marion we wszystkich odcieniach rudości i czerwieni. Miałam też utlenioną spodnią warstwę włosów w grzywce - tylko po to żeby co kilka dni farbować ją na fioletowo tonerem. Parę razy zdarzyło mi się też nałożyć resztki farby do 24 myć w odcieniu prawie identycznym do mojego - różnił się tylko tym że zamiast szarych refleksów miałam rudawe. Po zakończeniu liceum próbowałam jeszcze szczęścia z korzeniem rzewienia i cassią.
Nie licząc rozjaśnionego pasemka w grzywce które szybko odrosło - nigdy drastycznie nie zmieniałam koloru włosów i po wszelkich eksperymentach kolorystycznych nie miałam problemu z odrostami. Co prawda po czerwonych szamponetkach kolor nigdy do końca się nie zmył, ale w normalnych warunkach nie było tego widać. Po wpadnięciu w wiry włosomaniactwa zapuściłam włosy w moim naturalnym kolorze i byłam z nich całkiem zadowolona. Do czasu.
Szarość moich włosów potrafi być irytująca, szczególnie w okresie zimowym. I chociaż ostatnią prawie bezśnieżną zimę przetrwałam dzielnie, to wraz z początkiem wiosny przyszła chęć zmiany. Chemiczne farby nie wchodziły w grę, tak samo jak gwałtowna zmiana koloru po której miałabym odrosty. Chciałam tylko delikatnej zmiany koloru.

Czego jeszcze nie próbowałam? Henny.

Oczywiście henna potrafi złapać mocno. Dlatego zaplanowałam, że nie zafarbuję nią zwyczajnie włosów a zrobię jedynie gloss. Czyli przygotuję maleńką ilość henny, wymieszam z odżywką i nałożę na włosy na 20 żeby uzyskać jedynie subtelną zmianę odcienia.
Wybrałam kolor - miał to być orzechowy brąz Khadi, ponieważ naczytałam się że ma jasny i chłodny odcień. Oczywiście nie opłacało mi się kupować całego opakowania henny do takiego eksperymentu więc kupiłam tylko próbkę. Próbki były tanie więc skusiłam się jeszcze na hennę w kolorze jasnego brązu i hennę z jatrophą która daje chłodny, czerwony kolor.
Próbki można dostać TUTAJ. Wrzucam link bo nigdzie indziej nie widziałam próbek henny i sama się sporo naszukałam zanim zostałam skierowana do tego sklepu.

           Farbowanie henną          
Na początek postanowiłam sprawdzić jaki kolor dałaby każda henna zastosowana na moich włosach w normalny sposób, zgodnie z opisem z ulotki. Dlatego odważyłam po połowie grama z każdej próbki i przygotowałam zgodnie z instrukcją z ulotki - ulotki nie miałam ale można ją znaleźć na stronie Khadi.
Oba brązy zawierają indygo więc zalewa się je ciepłą wodą, natomiast hennę z jatrophą można śmiało zalać gorącą wodą i dodać jeszcze odrobinę soku z cytryny.


Pół grama to naprawdę maleńka ilość henny i spodziewałam się nałożyć ją jedynie na same końcówki włosów. Tymczasem przygotowana ilość starczyła mi na pokrycie 3 pasemek na długości 10-15 cm każde. Pasemka pokryte henną zafoliowałam i całe włosy schowałam pod ciepły turban na 2 godziny.
Po 2 godzinach zmyłam hennę i wysuszyłam włosy. I tu spotkało mnie kolejne zaskoczenie gdyż spodziewałam się mocnej różnicy w kolorze, a na pasemku na którym testowałam hennę z jatrophą oczyma wyobraźni widziałam już pomarańczową żarówę. A różnica w kolorze była bardzo subtelna i po wysuszeniu pasemek trudno było mi je znaleźć na tle reszty włosów.
Czyli wyszło na to ze zamiast robić gloss mogłabym najzwyczajniej w świecie pofarbować moje włosy henną. Zaraz po tym stwierdzeniu stwierdziłam też że jest strasznie późno i poszłam spać.

           Następnego dnia...           
Naszukałam się tych pofarbowanych pasemek sporo. Różnica była naprawdę niewielka, włosy tylko zmieniły lekko odcień. Ale okazało się że aparat w moich telefonie wyłapuje tą różnicę dużo mocniej. Na początek porównanie farbowanych pasemek z grzywką, która i tak się różni od moich końcówek dość mocno - końcówki są rozjaśnione przez słońce na lekko rudawo. No ale spójrzmy:





Po lewej stronie mamy któryś z brązów - nie wiem który gdyż oba są praktycznie identyczne. Po prawej zaś henna z jatrophą która faktycznie ma chłodny czerwonawy odcień.
A jak się prezentują pasemka w porównaniu z niefarbowaną długością? Ano tak:

Od lewej strony patrząc mamy orzechowy brąz, hennę z jatrophą i jasny brąz. Nic szczególnego, prawda?

Do zrobienia glossa już nie doszło. Zwyczajnie moja chęć do eksperymentowania z henną już mi przeszła i nie sądzę żeby prędko wróciła. Lekki niedosyt zaspokoiłam maleńką buteleczką gencjany której lałam do odżywek ile wlazło a efekt na włosach nie pojawiał się żaden. Gwałtowne ochłodzenie koloru włosów nastąpiło dopiero gdy wylałam czysty płyn na kolejne niewinne pasemko:

Później okazało się że na niektórych zdjęciach moje włosy są niepokojąco fioletowawe. Całe. Czyli tym razem mój aparat wychwycił coś czego ja nawet gołym okiem nie zauważam.


           Po trzech tygodniach...           
Gencajna jeszcze się do końca nie zmyła chociaż pasemko jest już niezauważalne na tle włosów. Za to po hennie wszelki ślad zaginął - albo się zmyła albo wtopiła w resztę włosów. Obstawiam to drugie, gdyż ostatnio aparat zrobił mi taką niespodziankę:
Przy końcówce warkocza widać pasemko w innym kolorze. Widać też szary odcień moich włosów.

Zabawy w zmienianie koloru włosów na razie mi się więc znudziły. Za to na przyszłość będę wiedzieć że przy farbowaniu henną 2 godziny to zdecydowanie za krótko.
Jutro zapraszam na falowaną niedzielę dla włosów, w ciągu tygodnia pojawi się post z jeszcze innymi falami i kolejny o szamponie Batiste. A w następny weekend napiszę też o szamponie, ale własnoręcznie robionym - z półproduktów.

wtorek, 13 maja 2014

Miesięczna aktualizcja długości - kwiecień i maj 2014

Po ponad miesięcznej przerwie w pisaniu czas na aktualizację. Przez te ostatnie dwa miesiące, poza dziwnymi eksperymentami z kolorem ( które już mi się znudziły na bardzo długo) nie robiłam z włosami nic szczególnego. Nie byłam u fryzjera, a grzywkę podcinałam sama - dawniej robiłam to sama ( z różnymi efektami) i dawałam sobie radę całkiem nieźle, teraz tylko muszę wrócić do dawnej wprawy.
Grzywkę zaczęłam prostować ( tylko grzywkę!) gdyż pomimo zakupu dobrej suszarki i wypróbowaniu kilku szczotek nie umiem jej ułożyć tak, aby się nie wywijała. Jako że grzywki nie zapuszczam, regularnie ją podcinam i nakładam na nią odżywki/ maski tak jak na resztę włosów - nie sądzę żeby prostownica jej zaszkodziła. Prostowałam grzywkę przez wiele lat i jej stan był świetny, popalone i rozdwojone końcówki miałam tylko na długości, nigdy w grzywce.

           Przyrost w marcu i kwietniu          
W marcu i kwietniu moje włosy urosły po 1 cm gdyż nie stosowałam żadnych przyspieszaczy porostu/ stosowałam je sporadycznie. Długość włosów na początku maja wynosiła 66 cm. Od początku miesiąca wróciłam do wcierania w skórę głowy olejku Khadi przed każdym myciem, po myciu zdarza mi się użyć własnoręcznie zrobionej wcierki.

Po lutowym obcięciu nie byłam pewna czy chcę nadal zapuszczać włosy, czy lepiej zostać przy długości która jest dla mojej sylwetki idealna. Po prawie 3 miesiącach od podcięcia decyzja jednak zapadła - zapuszczam włosy. Co najwyżej mogę je obciąć jeśli nie spodobają mi się kiedy będą już długie =)

           Plany na maj          
Nie mam żadnych. Co prawda mam mnóstwo pomysłów na notki ale nie wiem czy będę w stanie napisać chociaż jedną. Postaram się, bo mam o czym. Zamierzam nadal przyspieszać porost olejkiem Khadi i  wspomnianą wcierką. Z drugiej strony - nie zamierzam kupować żadnych kosmetyków do włosów - przez kolejny miesiąc. Ostatni raz kupowałam coś do włosów chyba w styczniu, od tego czasu dokupiłam sobie tylko próbki masek Biovax i suchy szampon Batiste.

sobota, 29 marca 2014

Odżywka Nivea Long Repair - moja opinia

Parę słów o tej odżywce miałam napisać jeszcze wczoraj, niestety przez większość czasu ktoś skutecznie okupował komputer i nie udało mi się napisać ani literki.
Odżywka jak zwykle zakupiona pod wpływem zachwytów na innych włosomaniaczych blogach. Od 2011 roku nie kupiłam chyba ani jednego włosowego produktu o którym bym wcześniej nie przeczytała gdzieś na blogach. Za jakiś czas będzie się to pewnie zmieniać, na razie zużywam resztki zapasów.
Na tym zdjęciu znajduje się prawie cała moja włosowa kolekcja, większość to rzadko używane przeze mnie rzeczy nad którymi zużyciem muszę jeszcze popracować. Dawno nie miałam tak mało mazideł do włosów a pracuję nad tym, aby było ich jeszcze mniej.

           Składniki aktywne          
Jak na odżywkę całkiem przyjemny, trafiały mi się maski których INCI wyglądało sporo gorzej. W tej odżywce znajdziemy:
Hydrolyzed Keratin - hydrolizowana keratyna która ma na celu uzupełnienie jej niedoborów we włosach. Szczególnie dobrze wchłaniana przez włosy mocno uszkodzone, zdrowe nie wchłaniają jej prawie wcale. Pogrubia włosy i zwiększa ich objętość.
Orbignya Oleifera Seed Oil - olejek babassu, pozyskiwany z pestek owoców tego drzewa. Natłuszcza i zmiękcza włosy. Jest olejem wnikającym we włosy, patrząc na skład jest bardzo podobny do oleju kokosowego.
Stearyl Alcohol - alkohol tłuszczowy - jest emolientem więc jest alkoholem zupełnie innym od np. wysuszającego "zwykłego" alkoholu, działa całkiem przeciwnie - natłuszcza, zmiękcza i wygładza skórę i włosy. W dodatku jest łagodny i praktycznie nie podrażnia.
Odżywki z tym składnikiem kupuję bardzo chętnie gdyż zazwyczaj bardzo ładnie wygładzają mi one włosy. Dlatego jest od dla mnie równie istotny co składniki aktywne.
Dimethicone - silikon, syntetyczny środek działający natłuszczająco. Niegroźny bo do jego zmycia wystarczy tylko woda.
Analiza pisana na podstawie  mojej własnej wiedzy uzupełnianej i potwierdzanej przez rozliczne źródła z internetu.

           Działanie          
Tym razem krótko, w punktach.
Wygładzenie - Odżywka ładnie wygładza moje włosy. Czuć to przy spłukiwaniu, przy schnięciu naturalnym ta śliskość najpierw trochę znika żeby po paru godzinach wrócić. Po wysuszeniu włosów suszarką efekt jest najmocniejszy, w dotyku czuć na włosach wręcz śliską warstewkę jak po nałożeniu silikonowego serum. Efekt ten jednak dość szybo znika i po paru godzinach włosy są już tylko delikatnie śliskie i nie czuć na nich tak mocnej powłoczki. 
Puch - Po użyciu odżywki puch jest trochę mniejszy niż zazwyczaj, jednak w dotyku, pomimo lekkiej śliskości włosów można wyczuć sporo odstających i lekko drapiących włosków. 
Skręt - Moje włosy podczas testowania tej odżywki były wyraźnie prostsze więc mogę śmiało ją polecić wszystkim fankom bardziej prostych włosów. Mi jakoś rozprostowanie włosów nie sprawiło dzikiej satysfakcji ( choć kilka lat temu pewnie przeżywałabym z nią romans stulecia :D). 
Objętość - Niestety, skoro odżywka tak mocno wygładza i powleka włosy to musi też odbierać im trochę objętości. Ja wiecznie narzekam ze mam włosów za mało i troszkę mnie to zabolało. 
Strączkowanie - Akurat ta kwestia nie zapadła mi w pamięć. Włosy nie były ani bardzo sypkie, ani pozlepiane w strąki zaraz po myciu więc było ok. Ja jestem fanką włosów sypkich (ale wygładzonych i bez puchu) więc znowu odżywka nie trafiła idealnie w moje gusta.
Dociążenie - Włosy po tej odżywce były ładnie dociążone, nie fruwały mi wokół głowy przy najmniejszym podmuchu. 

           Inne kwestie          
Zapach fajny, konsystencja w sam raz, opakowanie ok choć trzeba je rozciąć żeby wydobyć resztki produktu. Nic nad czym można by się rozwodzić tak jak wyżej.

           Podsumowanie          
0 - Kosmetyk zamiast pomagać pogarsza stan moich włosów.
1 - Kosmetyk nie robi z włosami nic albo bardzo niewiele.
2 - Po użyciu kosmetyku włosy wyglądają i sprawują się dobrze, widać pozytywne działanie kosmetyku na włosy, jednak w niektórych kwestiach nie działa tak dobrze jakbym chciała.
3 - Nie ma się czego przyczepić, włosy wyglądają i sprawują się bardzo dobrze, wręcz idealnie ( lub bardzo mało im do ideału brakuje). Tak zwany "efekt wow". 

W skrócie - znalazłam dosyć pewną odżywkę do której pewnie kiedyś wrócę. Jednak nawet jeśli po jej użyciu ładnie wystylizuję włosy w fale to nie będę zupełnie usatysfakcjonowana - wolę lekkie, sypkie fale, natomiast ta odżywka nieco zbyt mocno dociąża i wygładza moje włosy. 


Na zakończenie chciałabym się czymś pochwalić. Udało mi się zebrać komplet saszetek z maskami Biovax i będę mogła je wszystkie przetestować. Nie nastąpi to w nadchodzącym miesiącu bo mam jeszcze trochę innych włosowych planów, ale sądzę że od maja będę mogła napisać co tydzień parę słów o jednej z nich.
Chciałabym żeby każda saszetka wystarczyła mi na dwa użycia ale obawiam się że 20 ml to troszkę za mało.
Na początku przyszłego tygodnia postaram się opublikować aktualizację długości moich włosów. Wszystko zależy od humoru mojego fotografa.

poniedziałek, 24 marca 2014

Niedziela dla włosów 1 - laminowanie włosów żelatyną.

Postanowiłam opisać moją niedzielę dla włosów sprzed dwóch tygodni. Nie mogłam jej opisać od razu ze względu na brak zdjęć i później brak czasu. Stwierdziłam jednak że szkoda by było, gdyby tamta niedziela odeszła w niepamięć.

W niedzielę 9 III 2014 r postanowiłam wypróbować laminowanie włosów żelatyną.

           Co zrobiłam?           
Olejowanie: Na parę godzin przed myciem nałożyłam na włosy Olejek łopianowy ze skrzypem firmy Green Pharmacy. Tak naprawdę jest to olej słonecznikowy wzbogacony odpowiednimi ekstraktami. Przez cały marzec nakładam go na włosy przed myciem w ramach akcji "Marzec miesiącem olejowania" u Anwen.
Mycie: Szampon na brzozowym propolisie - Receptury babuszki Agafii
Maska: Odżywka Nivea Long Repair z dodatkiem dużej ilości żelatyny ( rozpuszczonej wcześniej w gorącej wodzie).
Zabezpieczenie końcówek: Marion Natura Silk - jedwab do włosów.

Odżywkę z dodatkiem żelatyny nałożyłam bardzo obficie na całe włosy. Nasmarowałam nią dokładnie nawet cały skalp. Po nałożeniu jej zwinęłam włosy w koczka ślimaka i spędziłam tak ok. 10- 15 minut w wannie pełnej naprawdę gorącej wody - nie potrzebowałam więc ani czepka, ani ręcznika. Później maskę bardzo dokładnie wypłukałam.
Zaraz po osuszeniu i rozczesaniu włosów wysuszyłam na szczotce moją grzywkę. Była ona niesamowicie gładka, lśniąca i bardziej śliska w dotyku niż zazwyczaj. Nie mogłam się powstrzymać - wysuszyłam tak całe włosy.
Niestety reszta włosów, o ile wyszła całkiem prosta, nie wyszła aż tak gładka jak grzywka. Po prostu nie mam wprawy w suszeniu włosów na szczotce i zawsze przy tym wymachuję nimi na prawo i lewo co generuje duże ilości puchu.
Po wygładzeniu całej długości moich włosów wspomnianym wyżej jedwabiem były one już trochę gładsze, ale nadal nie idealne. Wyglądały tak:


Drugie zdjęcie wyszło niestety dość niewyraźne, i jako że było już ciemno - nie udało mi się zrobić lepszego. Zresztą mój fotograf nie chciał zupełnie współpracować i był zły ze odrywam go od gry. W każdym razie na tym zdjęciu widać, że włosy są rozprostowane, ale spuszone. Dodam tylko że puch, jak na moje możliwości był przeciętny, a nawet troszkę mniejszy od przeciętnego.
Na noc zaplotłam włosy w warkocz co je bardzo wygładziło ( moje włosy zawsze są gładsze po nocy niż zaraz po myciu, przynajmniej jeśli nie użyję stylizatora). Rano po rozpuszczeniu wyglądały tak:

Szczególnie rzuca się tu w oczy wygładzenie włosów, prawda? Co prawda jest jeszcze trochę puchu, widać sporo fruwających luźno włosków, ale jak na moje standardy włosy są naprawdę nieźle wygładzone. Sądzę że to w dużej części po prostu wysuszenie włosów na gładko suszarką ( po suszarce moje włosy zawsze są trochę gładsze niż normalnie), ale i żelatyna odegrała tu sporą rolę.

           Efekty           
 - Przede wszystkim wygładzenie włosów, zminimalizowanie ich puszenia.
- Lekkie usztywnienie włosów, nabrały one trochę "charakteru" i przestały być wręcz dziecięco miękkie. Ale nie stały się nagle bardzo sztywne, nadal są miękkie - ale nie aż tak bardzo jak przedtem.
- Nadanie włosom śliskości - żelatyna jest duża cząsteczką która pokrywa włosy i skórę bardzo śliską warstwą!
- Nawilżenie włosów - wiem, żelatyna jest proteiną a proteiny wysuszają. Ale wiecie że żelatyna bywa też dodawana do kremów do twarzy jako składnik nawilżający? Cały myk polega na tym, że żelatyna tworzy na ich powierzchni wspomnianą warstwę która wiąże wilgoć. Wystarczy tylko podać ją w odpowiednim towarzystwie i na ładnie nawilżone włosy.
- Wzmocnienie skrętu - żelatynowa powłoczka na włosach tworząca "rusztowanie" to coś, czego było mi trzeba! Mimo ze odżywka Nivea Long Repair zdecydowanie rozprostowuje moje włosy, żelatyna i tak dała radę lekko wzmocnić ich skręt.
- Bezproblemowe rozczesywanie - trochę splątałam moje włosy przy płukaniu ale nie miałam najmniejszych problemów z ich późniejszym rozczesaniem.
- Na koniec jedna wada - żelatyna nie wypłukała się idealnie z moich włosów i przy grzywce na skalpie miałam kilka żelatynowych grudek które musiałam delikatnie wyciągnąć. Obawiam się jednak że to moja wina - musiałam niedokładnie wypłukać okolicę grzywki gdyż nigdzie indziej nie znalazłam ani jednej grudki.

           Jak to możliwe, że wcześniej nie laminowałam moich włosów (skoro to było takie popularne)?          
Moje włosy były już laminowane, i owszem. Miało to jednak miejsce w czasach kiedy kładłam na moje włosy co popadło i  naiwnie oczekiwałam że *bum!* stanie się cud i rano obudzę się z cudownymi włosami. Nie akceptowałam wtedy takiego "oszustwa" jak stylizacja - włosy miały być piękne dzięki stosowaniu cudownych masek i szamponów zawierających multum naturalnych składników odżywczych, koniecznie wysoko w składzie. Nie mogłam do siebie dopuścić myśli że moje włosy mogą wyglądać 10 razy lepiej po żelu do włosów i przeciętnej składowo odżywce niż po stosie mazideł napakowanych ekstraktami i olejami, ale bez stylizacji.
Po każdym myciu jednak cudu nie było, więc nie zwracałam uwagi na drobne różnice w wyglądzie moich włosów. W ten sposób przetestowałam mnóstwo kosmetyków o naprawdę dobrych składach - i nie mam pojęcia jak one działają.
Minęło trochę czasu (jakieś dwa lata, co mi tam) i postanowiłam to nadrobić. Zaczynam moje włosomaniactwo od nowa i badam dokładnie każdą maskę i odżywkę nakładaną na moje włosy.

          Podsumowanie           
Na pewno będę wracać do laminowania włosów żelatyną. Przede wszystkim chcę się upewnić co do działania żelatyny na moje włosy - jestem początkująca jeśli chodzi o obserwowanie moich włosów, mogłam czegoś nie zauważyć, mogłam też przypisać działanie innego kosmetyku żelatynie.
Sądzę jednak że tak czy siak żelatyna będzie pozytywnie działać na moje włosy - szczególnie dlatego że w mojej pielęgnacji jest naprawdę mało protein i moje włosy za każdym razem po ich zastosowaniu pokazują mi, jak bardzo się cieszą że dostały ich chociaż odrobinę.

piątek, 21 marca 2014

Moje nowe ozdoby do włosów - Flexi 8

O Flexi8 usłyszałam po raz pierwszy od Henri ( a od kogóż by innego =)), która pokazywała je na swoim blogu w poście ze swoją kolekcją ozdób do włosów.

          Czym są Flexi 8?           
Flexi 8 to amerykański wynalazek - spinka która ma być alternatywą dla spinek-żabek. I trzeba przyznać, że to bardzo udana alternatywa. Od kiedy kupiłam dwie takie spinki dla siebie, spinek żabek będę używać chyba tylko w sytuacjach w których nie mogę użyć Flexi. Ale co jest takiego cudownego w tych spinkach?
- Flexi są bardzo ozdobne, można wybierać spośród mnóstwa wzorów a także składać zamówienia indywidualne. Oferta jest na tyle bogata że nawet maruda taka jak ja znajdzie jakieś ładne Flexi dla siebie.
- Spinki te są dostępne w różnych rozmiarach, od całkiem malutkich, które nadają się dla dzieci lub do upinania niewielkich pasm włosów, aż po bardzo duże, którymi osoby o włosach do kolan mogą spiąć wielkiego koka-ślimaka.
- Bardzo ważnym atutem Flexi, poza wyglądem, jest niezwykła wygoda noszenia. Ja moje spinki mam od paru dni i już się w nich zakochałam. Mogę nimi upiąć mnóstwo fryzur, spinka ( dobrze wpięta, a o to nietrudno) rewelacyjnie trzyma każde upięcie przez cały dzień. Nie ma mowy o rozpadnięciu się fryzury, spinka wpięta na swoje miejsce siedzi na nim przez cały dzień dopóki same jej stamtąd nie wyjmiemy.
- Flexi 8 mają specjalny kształt który odróżnia je od innych spinek i sprawia że są one tak cudowna w użytkowaniu. I cały ten projekt jest chroniony - Flexi 8 są opatentowane.

           Zamawiamy!         
Pomimo tych wszystkich zalet z zakupem Flexi 8 zwlekałam dość długo. Przede wszystkim są one dość drogie - ceny zaczynają się chyba od 12 dolarów za sztukę a kończą gdzieś koło 30. Poza tym - zamawia się je z USA. Unikałam tego gdyż nie mam żadnego doświadczenia w zamawianiu czegokolwiek zza granicy. I po trzecie - spinki z edycji limitowanych które najbardziej mi się podobały długo były poza moim zasięgiem gdyż wyprzedały się momentalnie. Dopiero niedawno wprowadzono je do sprzedaży na stałe.

Całkiem niedawno jednak Henri dokupiła sobie 6 kolejnych spinek i pokazała całą swoją kolekcję. Razem z Czarną Wiedźmą bardzo jej pozazdrościłyśmy i postanowiłyśmy zrobić Henri konkurencję i też sobie kupić kilka spinek. Ola zajęła się całym zamówieniem za co jej bardzo dziękuję - w moim wykonaniu pewnie trwałoby to dwa razy dłużej. Flexi 8 posiada rewelacyjny dział obsługi klienta. Nasze spinki były u Oli po tygodniu od złożenia zamówienia. Poczta Polska też ostatnio nie leniuchuje i dostarcza mi wszystkie przesyłki dzień po wysłaniu (czyżby zaleta mieszkania w centrum kraju?).

           Moje spinki           
Zdecydowałam się na dwie spinki, obie z specjalnych edycji na dany miesiąc - jedna z września 2013, druga z października 2013. Przez długi czas myślałam że nigdy ich nie będę mieć, ale jednak cuda się zdarzają =)
Na początek zdjęcia wysłane mi przez Olę, kiedy spinki były jeszcze u niej:


 Flexi z września - Flitter into fall. Zupełnie nie moja kolorystyka - ta spinka jest raczej dobra dla ciepłej wiosny, a ja jestem chłodnym latem ( mam tu oczywiście na myśli typy kolorystyczne). Zdecydowałam się na nią w ostatniej chwili - mimo wszystko coś co mam przypięte z tyłu głowy nie powinno mi jakoś specjalnie szkodzić. Zresztą usprawiedliwiam się tym, ze ta spinka ma pasować do moich zielonych oczu.

 
Październikowe Flexi 8 - Ruby Bouquet. Tą spinkę mogłam sobie kupić z czystym sumieniem, pasuje mi idealnie. I jest chyba jeszcze ładniejsza od tej z ważką.

I jeszcze parę moich zdjęć - Flexi 8 w moich włosach.
 Nad tym koczkiem muszę jeszcze trochę popracować. Byłby całkiem ok gdyby nie to, ze spięłam go odsłaniając spodnią warstwę włosów która okazała się być lekko przetłuszczona (ostatnio mój skalp szaleje i przetłuszcza się bardzo szybko).


Zwykły kucyk spięty Flexi. Trzyma się całkiem nieźle ale muszę przyznać że kucyk jest ciut za luźny. Mój chłopak ma zaś tylko 1 cm więcej obwodu w kucyku i jemu ta spinka pasuje idealnie. Zamierzam powalczyć o zagęszczenie moich włosów więc za jakiś czas i u mnie sytuacja powinna się poprawić.

Co do rozmiaru - oba moje Flexi są w rozmiarze M. Następnym razem na pewno wybiorę rozmiar L, ale pomyślę też nad spinką w rozmiarze S. Nie ma jednego uniwersalnego rozmiaru dla danej osoby, do różnych fryzur trzeba mieć różne spinki. Rozmiar M to dla mnie za mało abo zrobić koka - ślimaka, inne większe koki też trudno mi nią spiąć. Zaś do upinania tylko części włosów jest za duża.

           Garść informacji na koniec           
Tutaj można obejrzeć spinki zakupione przez Olę.
Spinki można obejrzeć i kupić tutaj i tutaj. Oba sklepy mają być wkrótce połączone, ale już teraz można zrobić jedno zamówienie z obu sklepów.
Tutaj można obejrzeć przykładowe fryzury z Flexi 8.

I jak, podobają wam się? Mi bardzo, w rzeczywistości są jeszcze ładniejsze niż na zdjęciach =) Na pewno jeszcze będę je zamawiać, chociaż raczej nie nastąpi to zbyt prędko - mimo wszystko to duży wydatek. Tak czy siak, uważam jednak, że Flexi 8 są warte swojej ceny.

niedziela, 9 marca 2014

Planeta Organica - Złota maska Ajurwedyjska - moja opinia.

Około pół opakowania tej maski dostałam od Mariki, za co jej bardzo, bardzo dziękuję =) Wcześniej miałam okazję oglądać ją w Drogerii Jaśmin w Krakowie gdzie zachwyciła mnie swoim zapachem i cudnym wyglądem ( bardzo miła pani z obsługi sprezentowała mi wszystkie mazidła jakie tylko chciałam zobaczyć), od tamtego czasu rozmyślałam nad jej zakupem ale i mnie, i mojemu portfelowi było zawsze nie po drodze.


           Skład          
Typowa dla większości rosyjskich kosmetyków dostępnych w Polsce fraza "Aqua with infusions of..." nie pozwala nam na zorientowanie się jaka jest tak naprawdę zawartość składników dalej wymienionych. Wszystkie aktywne składniki są wpisane właśnie jako "infuzje" a dopiero później wymienione są składniki tworzące bazę kosmetyku. Dlatego nie ma tutaj sensu mówienie że dany składnik jest wymieniony na początku INCI więc na pewno jest go dużo - w przypadku takiego zapisu może on występować nawet w ilościach śladowych.

           Składniki aktywne          
Organiczny olej neem - nawilża, odżywia i regeneruje włosy. Zwiera duże ilości witaminy E a także aminokwasy - najmniejsze cząsteczki budujące białka, które mają możliwość wypełniania ewentualnych ubytków w naszych włosach i wzmocnienie ich.
Ekstrakt z wąkrotki azjatyckiej - stosowany raczej jako składnik kremów przeciwstarzeniowych ze względu na swój wpływ na metabolizm skóry ( pobudza do syntezy elastyny i kolagenu, kwasu hialorunowego), ponadto działa on też przeciwzapalnie i pobudza mikrokrążenie - ze względu na te właściwości maska na pewno będzie dobrze działała na skórę głowy gdyż złagodzi wszelkie podrażnienia skóry głowy i przyspieszy porost włosów.
Ekstrakt z jagód Acai - jagody Acai zawierają ogromną składników odżywczych takich jak witaminy, minerały, kwasy tłuszczowe, polifenole. Dzięki nim ekstrakt ten odżywia skórę głowy jak i włosy.
Olej z drzewa sandałowego - będzie działał korzystnie szczególnie na skalp - działa antyseptycznie, przeciwbakteryjnie i przeciwzapalnie zapobiegając wszelkim infekcjom i podrażnieniom, ponadto przyspiesza porost włosów, hamuje ich wypadanie i wzmacnia je.
Ekstrakt z jałowca - kolejny składnik dedykowany skórze głowy - odżywia ją przyspieszając wzrost włosów ale i zapobiega podrażnieniom.
Ekstrakt z bambusa - zawiera dużo krzemionki, a jak wiadomo krzem jest jednym z ważniejszych budulców włosa. Moim zdaniem kolejny składnik który więcej dobrego zrobi nałożony na skalp niż na długość, ponieważ odżywi on skórę głowy, zwiększy jej elastyczność, działa on też przeciwzapalnie i usprawnia mikrokrążenie.


           Zapach, konsystencja          
Ja w tej masce wyczuwam głównie mocny zapach olejku z drzewa sandałowego. Niestety po pierwszym zachwycie nasunęło mi się skojarzenie z tanimi bazarowymi perfumami dla mężczyzn o ostrym i przesadzonym zapachu - i tak już mi zostało. Zapach pozostaje na włosach i utrzymuje się do następnego mycia - na suchych włosach jest dość słaby i już nie budzi u mnie tak niemiłych skojarzeń =).
Konsystencja nie jest tak "pancerna" jak w przypadki maski Gliss Kur Oil Nutritive, jednak po wsadzeniu palca w maskę ślad zostaje i po dwóch tygodniach nadal jest. Dłużej już nie sprawdzałam. Maska jest "smarowna", bardzo dobrze rozprowadza się na włosach, chociaż ciut nie lubi się z wodą i czasem ucieka z mokrej dłoni.



           Działanie          
Nie jest to dla mnie stereotypowa maska która daje odżywczego kopa włosom i mogę jej używać co 3-4 mycia bo przy częstszym używaniu skończę z proteinową szopą albo olejowo- humektantowymi strąkami. Traktowałam ją raczej jako odpowiednik odżywki kładąc ją w dużych ilościach po każdym myciu i nie spowodowała u mnie żadnego obciążenia. Maska ta działa jak dla mnie bardzo delikatnie.
- Nie ogranicza puchu ale raczej też go nie wzmaga, moje włosy były po niej puchate jak po zwykłym myciu bez żadnej odżwyki/ maski.
- Niestety nie dociąża też włosów,  moje włosy są raczej lekkie i cienkie i po każdym myciu z tą maską fruwały wokół mojej głowy przy każdym ruchu.
- Gładkość - krótko po myciu nie było o niej mowy, po jakimś czasie moje włosy się wygładzały ale i tak każde pasmo było otoczone aureolą z sterczących puchatych włosków.
- Skręt - również przeciętny, nie wzmacniała go ale i też nie rozprostowywała włosów. W skrócie - na wierzchniej warstwie miałam kilka kręciołków, później parę luźnych fal, a na samym spodzie włosy były prawie proste.
- Objętość - jak można się domyślić spora, gdyż włosy był lekkie i puchate.
- Sypkość - oh yeah! Jeśli czymś nie wysmarowałam włosów to aż do kolejnego mycia nie widziałam na nich ani jednego strączka. Włosy nie zbijały się w grupki, końcówki nie sklejały się, włosy dwa dni po myciu były nadal tak sypkie jak zaraz po wyschnięciu (nie licząc przetłuszczenia u nasady). Maska ta była błogosławieństwem dla mojej świeżo obciętej grzywki która była puszysta i zachowywała swoją objętość również drugiego dnia po myciu.
- Działanie na skalp -  kilka razy wmasowałam maskę dokładnie w skórę głowy i potrzymałam ją chwilę dłużej. Nie zauważyłam po tym żadnego swędzenia ani pieczenia skóry głowy, mój skalp był po prostu grzeczny i nie marudził ( czasem mu się zdarza). Działania na porost nie sprawdzałam i sądzę że przy tych kilku aplikacjach maska żadnych cudów w tym zakresie nie zdziałała. Do tego potrzeba by było nakładać ją na skalp przy każdym myciu i trzymać dość długo, na co nie miałam ochoty.


           Podsumowanie          
Maska działała raczej słabo jak na maskę i nic szczególnego z moimi włosami nie robiła. Jedynym plusem, i to dużym było ograniczenie strączkowania się włosów. Jednak to za mało żebym zdecydowała się na ponowny zakup maski, przynajmniej w zwykłej cenie. Być może skuszę się na nią kiedyś gdy będzie w promocji i będę ją nakładać na samą grzywkę.


0 - Kosmetyk zamiast pomagać pogarsza stan moich włosów.
1 - Kosmetyk nie robi z włosami nic albo bardzo niewiele.
1,5 - (kosmetyk nie robi z włosami prawie nic z wyjątkiem bardzo dobrego zapobiegania strączkowaniu się.)
2 - Po użyciu kosmetyku włosy wyglądają i sprawują się dobrze, widać pozytywne działanie kosmetyku na włosy, jednak w niektórych kwestiach nie działa tak dobrze jakbym chciała.
3 - Nie ma się czego przyczepić, włosy wyglądają i sprawują się bardzo dobrze, wręcz idealnie ( lub bardzo mało im do ideału brakuje). Tak zwany "efekt wow".

niedziela, 2 marca 2014

Miesięczna aktualizacja długości -marzec 2014

Mimo że w lutym sporo się działo z moim włosami nie napisałam ani jednej notki poza poprzednią aktualizacją długości. A miałam na to dużo czasu. Patrząc na moje blogowe doświadczenia z poprzednich 7 lat dochodzę do wniosku że blogowanie nie jest dla mnie i poważnie rozmyślam nad usunięciem tego bloga.

W tym miesiącu byłam u fryzjera. Poprzednio byłam u fryzjera w czerwcu 2013 roku ( fryzura na ślub brata), a podcięcie u fryzjera miało miejsce na pewno w pierwszej połowie 2012 roku, później cięłam już sama.
Tym razem przed pójściem do fryzjera porządnie się zastanowiłam. Przemyślałam wszystkie za i przeciw, i ostatecznie nie żałuję tej wizyty. Zostałam pozbawiona ok 10 cm długości. Przy okazji pozbyłam się 90% cieniowania i zniszczonych końcówek. Zostało jeszcze kilka pasm których nie dosięgły nożyczki - ze względu na długość fryzjer już ich nie ruszał ale przy najbliższej wizycie ( tak, jeszcze tam pójdę) i z nimi się rozprawimy. Te pasma to resztki grzywki przy twarzy i parę pasemek z tyłu.
Co do grzywki - miałam ją już zapuszczoną i postanowiłam do niej wrócić. Czuję się z nią dużo lepiej i zdecydowanie jestem ładniejsza. Zostały tylko 2 pasemka po bokach bo obecna jest węższa od poprzedniej.
Co do długości - włosy sięgają gdzieś w okolice zapięcia od stanika. Fryzjer twierdzi że jest to długość idealna przy moim wzroście i sylwetce. Mój chłopak też na nią nie narzeka. A jak nie wierzę to mam założyć bikini i poprzeglądać się w lustrze, to ma mnie przekonać.
Nie mam ochoty oglądać moich zakompleksionych czterech liter w lustrze i bikini ale wierzę im na słowo.
Włosy stały się nagle bardzo ładne, gęste, i nawet mojej twarzy ta fryzura bardzo pomogła (haha). A ja znalazłam się w martwym punkcie. W impasie, powiedzmy. Bo przez cały czas zapuszczałam włosy a teraz nagle "z nieba mi spadła" idealna długość w której podobno jest mi dobrze (wierzę). Nie mogę się z tym pogodzić. Do tej pory myślałam ze dopiero długie pasma po sam tyłek zapewnią mi komplementy i podziw, a tu nagle takie "krótkie" włosy okazują się być ok. Nie wiem co robić. Ok, testuję odżywki, maski, olejki
 bo do tej pory nie mam nawet kilku sprawdzonych produktów. Ale co z moją gigantyczną kolekcją wcierek i olejków na porost? Chyba je rozdam skoro nie jestem już pewna czy chcę cokolwiek zapuszczać.

           Przyrost           
Dzisiaj moje włosy mierzą 84/ 84,5 cm. Nie wiem ile w tym miesiącu urosły, nie wiem ile konkretnie zostało obcięte bo nie miał ich kto zmierzyć przed i po wizycie u fryzjera. Wyglądają tak:
Olejek łopianiowy ze skrzypem polnym (Green Pharmacy) trzymany całą noc, mycie szamponem na brzozowym propolisie (Receptury babci Agafii), odżywka Nivea long repair nałożona na parę minut.
Nie patrzymy na różne dziwne rzeczy w tle ani na moją koszulkę. Studenci zrozumieją ( może). Wstążka jest tuż pod zapięciem od stanika.

           Jak przyspieszałam porost w lutym           
Wcierałam olejek Khadi w skalp przed myciem. I masowałam. Niestety olejek już mnie strasznie wymęczył i w lutym aż 5 razy odpuściłam sobie wcieranie go przed myciem. Chwilowo mam go dość pomimo świetnego działania. W tym miesiącu robię od niego przerwę, być może zdecyduję się na wcieranie czegoś po myciu...

           Plany na marzec           
- Zapisałam się na akcję olejową u Anwen więc planuję olejować włosy przed każdym myciem. Olej będę nakładać na sucho ( na całą noc) lub na zwilżone włosy ( na parę godzin). Używać będę olejku łopianowego ze skrzypem Green Pharmacy (KWC, ale tu jest ciut inny skład). Jest to olej słonecznikowy z dodatkiem oleju kukurydzianego i ekstraktów ze skrzypu i łopianu. Kupiłam go z zamiarem używania na skalp do przyspieszania porostu ale w obecnej sytuacji muszę zużywać moje zapasy wcierek jakoś inaczej. Zresztą nie mogłam użyć do tej akcji olejków które dostałam od Henri bo ani jednego ani drugiego nie starczyłoby mi na miesiąc regularnego olejowania. Żadnego innego oleju już nie miałam (dobra, mam lniany, ale on jest do picia a moje włosy raczej by obciążał) a nie chciałam kupować nic nowego, zużywam stare zapasy.
- Do przyspieszania porostu być może użyję nowej wcierki.
- Planuję przetestować działanie odżywki Nivea long repair, maski z efektem laminowania Marion i być może któregoś Biowaxa ( mam próbki).
- Na pewno nie kupię nic nowego do włosów. Studia oduczyły mnie gromadzenia niepotrzebnych rzeczy, pozbywam się wszystkiego co zbędne i stawiam na niezbędne minimum. Zaś mazideł do włosów ma trochę za dużo, chociaż i tak jest coraz lepiej.

Przepraszam za takiego ciut depresyjnego posta w przygnębiającym nastroju, ale od dłuższego czasu tak właśnie się czuję i ciężko mi wyprodukować coś bardziej pozytywnego. W ogóle jestem daleka od jakiejkolwiek produktywności. Mam nadzieję, że nikomu nie zepsułam nastroju moim biadoleniem =)

czwartek, 30 stycznia 2014

Miesięczna aktualizacja długości - luty 2014

Nadszedł czas na kolejną aktualizację długości. W tym miesiącu pewnie nie jedyną - ale o tym później.

Tak jak w poprzednich miesiącach będę prezentować zdjęcia o niezwykle wysokiej jakości, wykonane komórką. Do tego należy też uwzględnić rewelacyjne oświetlenie zapewnione przez zachodzące łódzkie słonce które jakimś cudem zaświeciło i do mojego supermrocznego pokoju.



poniedziałek, 13 stycznia 2014

Maska Gliss Kur Oil Nutritive - moja opina.

Maskę tą dostałam od Henri w ramach wymiany, razem z balsamem greckim Organique. Oba te produkty zawierają spore ilości masła shea, którego nigdy nie miałam okazji testować. Zgodnie z teorią o doborze olei do porowatości włosów powinnam go unikać, ale teoria teorią, a zawsze lepiej sprawdzić ja to działa w praktyce.
Tradycyjne zdjęcie na tle mojej studenckiej meblościanki. To ta odlewka najbardziej po prawo.

niedziela, 5 stycznia 2014

Khadi - Olejek stymulujący wzrost włosów. Opinia po miesiącu stosowania.

Olejek Khadi był na moim celowniku niemalże od początków włosomaniactwa ( wszakże zachwalała go Anwen, od której bloga zaczęła się moja włosowa obsesja). Od jego zakupu wstrzymywała mnie jednak zaporowa cena i marna dostępność - miałam możliwość kupienia go przez internet lub szukanie go w Krakowie - czyli dodatkowe koszty.
Stawiałam sobie różne warunki - że kupię go gdy zużyję wszystkie zalegające wcierki, potem jeszcze inne mazidła - warunki te realizowałam, ale zakup odkładałam nadal. 



Po przeprowadzce do Łodzi okazało się że mieszkam niecałe 200 metrów od sklepu, który ten olejek sprzedaje. Mam tu na myśli Skarbiec Natury, z którego zamawiałam już kiedyś cassię Khadi i amlę.
Zaczęłam sobie stawiać kolejne warunki - Henri wybiła mi to z głowy. Poszłam kupić upragniony olejek - nie ma. Przy drugiej wizycie, na początku listopada wreszcie go dostałam, prosto z paczki. Tadam!

           Parametry          
210 ml olejku kosztowało mnie 58 zł. Opakowanie to plastikowa butelka, w zakrętce znajduje się otworek do nalewania olejku - nigdy go nie użyłam, zawsze odkręcam całą zakrętkę i odmierzam porcję wprost z buteleczki. Olejek zabezpieczony jest w środku korkiem - ja go nie wyrzucałam gdyż przydaje się on przy transporcie olejku ( bez niego na pewno by się wylał) a także można nim odmierzyć odpowiednią ilość olejku. Cała buteleczka była jeszcze zafoliowana.
Opakowanie zdobią bardzo ładne etykietki z napisami w języku angielskim i niemieckim. Po jakimś czasie etykietka odrobinę się niszczy. Na folię naklejona jest też etykietka w języku polskim - ja ją przekleiłam na buteleczkę.
Zapach olejku jest charakterystyczny - lekko ziołowy, głównie wyczuwalna jest kamfora.

           Aplikacja          
Używam olejku przed każdym myciem. Wcieram go tylko w skalp. Moje włosy nie lubią oleju kokosowego który jest tu olejem bazowym, więc nie nakładam go na długość. Jednorazowo nakładam 1,5 -2,5 ml. 1,5 ml to minimalna ilość, jaką potrzebuję aby pokryć cały skalp, 2 ml jest w sam raz, natomiast 2,5 ml to już ilość przy której palce lekko ślizgają się po całej skórze głowy.
Olejek odmierzam za pomocą łyżeczki miarowej lub wspomnianego korka ( jego pojemność to ok. 2,5 ml). W odmierzonej ilości olejku delikatnie zanurzam opuszki palców jednej ręki, rozcieram olejek na opuszkach drugiej ręki i nakładam na skalp, wsuwając palce pod włosy.
Olejek trzymam na włosach minimum 2 godziny, często także zostawiam go na noc.


           Efekty          

Przyrost
Podczas miesiąca używania samego olejku, bez innych wspomagaczy porostu ani suplementów ( z wyjątkiem oleju lnianego, który piję codziennie) moje włosy urosły o 1,5 cm. Do takiego przyrostu nie potrzebuję olejku za prawie 60 zł, byłabym usatysfakcjonowana gdybym miała 2-2,5 cm włosów więcej. Obstawiam, że wpływ na przyrost jednak jest ( nie znam nadal mojego "zwykłego" przyrostu bez wspomagaczy, długo nie mierzyłam miesięcznego przyrostu włosów czego teraz żałuję). Możliwe też, że na wzrost włosów wpłynął raczej masaż wykonywany przy aplikacji niż sam olejek. Zobaczymy jak włosy będą rosły w kolejnych miesiącach.
Wypadanie włosów
Na wypadanie nie zwracałam uwagi gdyż liczyłam na przyrost. Okazało się jednak, że olejek widocznie zmniejszył wypadanie moich włosów. Zazwyczaj mój skalp jest w dotyku lekko chropowaty, co jest spowodowane kuleczkami sebum które uparcie siedzi w mieszkach włosowych. Nieraz widziałam że wypadają mi włosy których cebulki były szczelnie otoczone warstewką sebum. Próbowałam walczyć z tym problemem robiąc cukrowy peeling skalpu który nie dawał szczególnych efektów a przy którym traciłam dużo włosów. Za to przy olejku Khadi problem z chropowatym skalpem i wypadającymi przez to włosami znikł, co bardzo mnie cieszy.
Baby hair
Jakieś są, ale nie jest ich bardzo dużo jak np. po wodzie brzozowej.
Zmiana koloru włosów
Olejek Khadi zawiera m.in. olejek rycynowy który może powodować przyciemnienie rosnących nam włosów. Moje włosy u nasady faktycznie są lekko ciemniejsze i w chłodniejszym, szarawym odcieniu, ale równie dobrze może to być spowodowane okresem zimowym i brakiem słońca.

           Wydajność           
Olejek jest bardzo wydajny! Przy zakupie buteleczka była pełna po same brzegi, olejku było nalane aż pod korek. Po miesiącu regularnego używania dotarłam ledwo do górnej granicy etykietek.
Zużycie olejku po miesiącu (15 - 16 aplikacji). Początkowo olejek sięgał do połowy szyjki butelki.

Za miesiąc pojawi się kolejna, krótsza już relacja z używania olejku. Postaram się także napisać analizę składu i krótkie omówienie wszystkich składników.

Nie mieszkam już blisko sklepu, w którym kupiłam ten olejek, na początku grudnia przeprowadziłam się. Wczoraj dowiedziałam się, że dosłownie przecznicę od mojego mieszkania (120 metrów) jest sklep zielarski pełen rosyjskich kosmetyków. Byłam tam już dzisiaj i omal nie lizałam szyby ( bo niedziela i zamknięte) =D.

środa, 1 stycznia 2014

Miesięczna aktualizacja długości - styczeń 2014

Tym razem zupełnie punktualnie, pierwszego dnia stycznia.

Zdjęcia jak zwykle są robione komórką. Tym razem wstawiam dwa - jedno jest lekko rozmyte, ale widać na nim idealnie długość, drugie jest wyraźniejsze, ale odchyliłam na nim głowę do tyłu i włosy wyglądają na dłuższe.
Wstążki tym razem również są dwie - z nowym rokiem przechodzę do kolejnego celu którym jest wcięcie w talii. Według moich pomiarów jest to 79 cm. Czyli w tym roku powinnam go osiągnąć, a nawet przejdę już do zapuszczania do bioder.
Przekłamana długość, za to zdjęcie wyraźne.

Tutaj długość jest taka jak w rzeczywistości, za to zdjęcie trochę niewyraźne.

           Co się działo w grudniu          
W grudniu moje włosy urosły o 1,5 cm. Niby nie jest to mało, ale liczyłam na większy przyrost. Przez cały grudzień wcierałam olejek Khadi stymulujący wzrost włosów. Wcierałam go przed każdym myciem, na minimum 2 godziny, chociaż częściej zostawiałam go na noc. Wewnętrznie nie przyjmowałam nic - nie piłam drożdży ani skrzypokrzywy, piłam jedynie olej lniany. Planowałam troszkę inaczej, ale przynajmniej mam pojęcie jak działa olejek solo.

Obecna długość włosów to 71,5 cm.

           Plany na styczeń          
Olejek Khadi jest drogi, ale i bardzo wydajny więc testować go będę jeszcze przez parę dobrych miesięcy. Za jakiś czas pewnie połączę go z inną wcierką - mam ich zapas na jakieś 400 aplikacji. Ale to pewnie jeszcze nie w styczniu.
Jeśli poczuję się wystarczająco zmotywowana to spróbuję wrócić do drożdży i skrzypokrzywy, jednak sądzę, że przyda się jeszcze jeden miesiąc testowania działania olejku solo.
Poza tym - chcę napisać opinię o olejku po pierwszym miesiącu używania, zaktualizować kolekcję moich mazideł, jeszcze raz nałożyć cassię. Raczej nie pokażę żadnej fryzury, choć planuję to już od dawna - nie ma mi kto robić zdjęć moich fryzur.