Postanowiłam opisać moją niedzielę dla włosów sprzed dwóch tygodni. Nie mogłam jej opisać od razu ze względu na brak zdjęć i później brak czasu. Stwierdziłam jednak że szkoda by było, gdyby tamta niedziela odeszła w niepamięć.
W niedzielę 9 III 2014 r postanowiłam wypróbować laminowanie włosów żelatyną.
Co zrobiłam?
Olejowanie: Na parę godzin przed myciem nałożyłam na włosy Olejek łopianowy ze skrzypem firmy Green Pharmacy. Tak naprawdę jest to olej słonecznikowy wzbogacony odpowiednimi ekstraktami. Przez cały marzec nakładam go na włosy przed myciem w ramach akcji
"Marzec miesiącem olejowania" u Anwen.
Mycie: Szampon na brzozowym propolisie - Receptury babuszki Agafii
Maska: Odżywka Nivea Long Repair z dodatkiem dużej ilości żelatyny ( rozpuszczonej wcześniej w gorącej wodzie).
Zabezpieczenie końcówek: Marion Natura Silk - jedwab do włosów.
Odżywkę z dodatkiem żelatyny nałożyłam bardzo obficie na całe włosy. Nasmarowałam nią dokładnie nawet cały skalp. Po nałożeniu jej zwinęłam włosy w koczka ślimaka i spędziłam tak ok. 10- 15 minut w wannie pełnej naprawdę gorącej wody - nie potrzebowałam więc ani czepka, ani ręcznika. Później maskę bardzo dokładnie wypłukałam.
Zaraz po osuszeniu i rozczesaniu włosów wysuszyłam na szczotce moją grzywkę. Była ona niesamowicie gładka, lśniąca i bardziej śliska w dotyku niż zazwyczaj. Nie mogłam się powstrzymać - wysuszyłam tak całe włosy.
Niestety reszta włosów, o ile wyszła całkiem prosta, nie wyszła aż tak gładka jak grzywka. Po prostu nie mam wprawy w suszeniu włosów na szczotce i zawsze przy tym wymachuję nimi na prawo i lewo co generuje duże ilości puchu.
Po wygładzeniu całej długości moich włosów wspomnianym wyżej jedwabiem były one już trochę gładsze, ale nadal nie idealne. Wyglądały tak:
Drugie zdjęcie wyszło niestety dość niewyraźne, i jako że było już ciemno - nie udało mi się zrobić lepszego. Zresztą mój fotograf nie chciał zupełnie współpracować i był zły ze odrywam go od gry. W każdym razie na tym zdjęciu widać, że włosy są rozprostowane, ale spuszone. Dodam tylko że puch, jak na moje możliwości był przeciętny, a nawet troszkę mniejszy od przeciętnego.
Na noc zaplotłam włosy w warkocz co je bardzo wygładziło ( moje włosy zawsze są gładsze po nocy niż zaraz po myciu, przynajmniej jeśli nie użyję stylizatora). Rano po rozpuszczeniu wyglądały tak:
Szczególnie rzuca się tu w oczy wygładzenie włosów, prawda? Co prawda jest jeszcze trochę puchu, widać sporo fruwających luźno włosków, ale jak na moje standardy włosy są naprawdę nieźle wygładzone. Sądzę że to w dużej części po prostu wysuszenie włosów na gładko suszarką ( po suszarce moje włosy zawsze są trochę gładsze niż normalnie), ale i żelatyna odegrała tu sporą rolę.
Efekty
- Przede wszystkim wygładzenie włosów, zminimalizowanie ich puszenia.
- Lekkie usztywnienie włosów, nabrały one trochę "charakteru" i przestały być wręcz dziecięco miękkie. Ale nie stały się nagle bardzo sztywne, nadal są miękkie - ale nie aż tak bardzo jak przedtem.
- Nadanie włosom śliskości - żelatyna jest duża cząsteczką która pokrywa włosy i skórę bardzo śliską warstwą!
- Nawilżenie włosów - wiem, żelatyna jest proteiną a proteiny wysuszają. Ale wiecie że żelatyna bywa też dodawana do kremów do twarzy jako składnik nawilżający? Cały myk polega na tym, że żelatyna tworzy na ich powierzchni wspomnianą warstwę która wiąże wilgoć. Wystarczy tylko podać ją w odpowiednim towarzystwie i na ładnie nawilżone włosy.
- Wzmocnienie skrętu - żelatynowa powłoczka na włosach tworząca "rusztowanie" to coś, czego było mi trzeba! Mimo ze odżywka Nivea Long Repair zdecydowanie rozprostowuje moje włosy, żelatyna i tak dała radę lekko wzmocnić ich skręt.
- Bezproblemowe rozczesywanie - trochę splątałam moje włosy przy płukaniu ale nie miałam najmniejszych problemów z ich późniejszym rozczesaniem.
- Na koniec jedna wada - żelatyna nie wypłukała się idealnie z moich włosów i przy grzywce na skalpie miałam kilka żelatynowych grudek które musiałam delikatnie wyciągnąć. Obawiam się jednak że to moja wina - musiałam niedokładnie wypłukać okolicę grzywki gdyż nigdzie indziej nie znalazłam ani jednej grudki.
Jak to możliwe, że wcześniej nie laminowałam moich włosów (skoro to było takie popularne)?
Moje włosy były już laminowane, i owszem. Miało to jednak miejsce w
czasach kiedy kładłam na moje włosy co popadło i naiwnie oczekiwałam że
*bum!* stanie się cud i rano obudzę się z cudownymi włosami. Nie
akceptowałam wtedy takiego "oszustwa" jak stylizacja - włosy miały być
piękne dzięki stosowaniu cudownych masek i szamponów zawierających
multum naturalnych składników odżywczych, koniecznie wysoko w składzie.
Nie mogłam do siebie dopuścić myśli że moje włosy mogą wyglądać 10 razy
lepiej po żelu do włosów i przeciętnej składowo odżywce niż po stosie
mazideł napakowanych ekstraktami i olejami, ale bez stylizacji.
Po
każdym myciu jednak cudu nie było, więc nie zwracałam uwagi na drobne
różnice w wyglądzie moich włosów. W ten sposób przetestowałam mnóstwo
kosmetyków o naprawdę dobrych składach - i nie mam pojęcia jak one
działają.
Minęło trochę czasu (jakieś dwa lata, co mi tam) i
postanowiłam to nadrobić. Zaczynam moje włosomaniactwo od nowa i badam
dokładnie każdą maskę i odżywkę nakładaną na moje włosy.
Podsumowanie
Na pewno będę wracać do laminowania włosów żelatyną. Przede wszystkim chcę się upewnić co do działania żelatyny na moje włosy - jestem początkująca jeśli chodzi o obserwowanie moich włosów, mogłam czegoś nie zauważyć, mogłam też przypisać działanie innego kosmetyku żelatynie.
Sądzę jednak że tak czy siak żelatyna będzie pozytywnie działać na moje włosy - szczególnie dlatego że w mojej pielęgnacji jest naprawdę mało protein i moje włosy za każdym razem po ich zastosowaniu pokazują mi, jak bardzo się cieszą że dostały ich chociaż odrobinę.