Tematyką bloga ma być pielęgnacja moich włosów oraz ich zapuszczanie. Blog mam mi służyć głównie jako miejsce zapisywania różnych spostrzeżeń, obserwacji związanych z pielęgnacją włosów, a także jako źródło informacji dla osób zainteresowanych tematem.

niedziela, 18 maja 2014

Maska drożdżowa i fale z dyfuzora - Niedziela dla włosów

Zazwyczaj z niedzielą dla włosów mi nie po drodze bo myję moje włosy późnym wieczorem i nie mam czasu ani warunków do robienia zdjęć i pisania notek na bloga. Tym razem jednak mycie wypadło mi rano i miałam trochę czasu żeby się z włosami pobawić.

          Co zrobiłam?          

Wieczorem wtarłam w skalp około 3 ml olejku stymulującego wzrost włosów Khadi, włosy zaplotłam w warkocz a na końcówki nałożyłam olejek regenerujący którego odlewkę dostałam od Henri.
Rano umyłam włosy rozcieńczonym szamponem Babci Agafii na brzozowym propolisie - robię jego roztwór z wodą o stężeniu około 40%. Nie zwracałam uwagi na różnice między stanem włosów po umyciu szamponem stężonym a rozcieńczonym. Rozcieńczam go po prosu dla wygody i oszczędności.
Od ucha w dół nałożyłam drożdżową maskę, również od Babci Agafii, i trzymałam ją na włosach ok 10 minut. Nałożyłam jej też odrobinę na grzywkę i na wierzchnią warstwę włosów na głowie. Ta maska jest u mnie nowością, dostałam jej niepełne opakowanie w ramach wymiany ( ostatnio mój ulubiony sposób pozyskiwania nowych mazideł do testów). Po 3 użyciach nie mam jeszcze o niej wyrobionego zdania.

           Stylizacja włosów           
Po spłukaniu maski włosy osuszyłam i przystąpiłam do ich stylizacji w fale.
Włosy dokładnie rozczesałam grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami. Grzywkę wysuszyłam na dużej okrągłej szczotce - zawsze robię to kiedy grzywka jest jeszcze mocno mokra gdyż wtedy mogę ją całkiem ładnie ułożyć. A jeśli zdąży wcześniej podeschnąć to już wszystko stracone - muszę ją ponownie zmoczyć bo już nie mam większych szans na ładne ułożenie i wygładzenie jej.
Czas na żel - odrobinę żelu roztarłam na dłoniach i robiąc z palców "grabki" kilka razy przeczesałam nimi moje włosy od ucha w dół. Resztki żelu które mi zostały na dłoniach wytarłam we włosy przy samej głowie żeby spacyfikować baby hairs. Włosy podzielone już na pasma pougniatałam chwile w starą koszulkę po czym zawinęłam je w tą samą koszulkę na parę minut ( plunking, plopping - jak zwał tak zwał). W tym czasie przyrządziłam sobie śniadanie.
Po 10-15 minutach odwinęłam koszulkę z włosów i zajęłam się ich suszeniem. Podzieliłam je na 4 części i każdą część suszyłam przez kilka minut w dyfuzorze. Po 3 powtórzeniach moje włosy były już suche i... dziwnie powyginane. Po paru minutach nieco się rozprostowały i zaczęły wyglądać całkiem znośnie.
Poprawiłam jeszcze grzywkę prostownicą.

           Efekty          

Po lewej wierzchnia warstwa, po prawej spodnia - trochę słabiej poskręcana.

Fale wyszły mi całkiem ładne, przynajmniej na zdjęciach. W rzeczywistości włosy są lekko szorstkie i spuszone. Fale są dość nieregularne ale nawet mi się podobają.
Oczywiście ta fryzura nie ma szans na przetrwanie nocy. Zniszczy ją zapleciony warkocz, a spanie w rozpuszczonych włosach nigdy nie kończyło się dla mnie dobrze. Dlatego prawie nigdy nie stylizuję już włosów - myję włosy wieczorem więc późniejsze układanie ich w fale jest bezcelowe. Zaś rano nie mam ani czasu, ani ochoty na zabawę z dyfuzorem.

sobota, 17 maja 2014

Eksperymenty z kolorem włosów - henna i gencjana

Jako posiadaczka włosów o szarym odcieniu, nazywanym również mysim blondem, zawsze byłam podatna na pokusę stosowania różnych metod zmiany swojego koloru włosów. Zaczęło się od pasemek robionych na spodniej warstwie włosów wodą utlenioną i rudą farbą (którą mój brat przefarbował się na imprezę sylwestrową i sporo jej zbyło) w podstawówce. W gimnazjum do którego uczęszczałam obowiązywał zakaz farbowania włosów i malowania się więc próbowałam jedynie lekko rozjaśnić moje włosy płukanką z rumianku. W liceum już wolno mi było zaszaleć - farbowałam włosy licznymi szamponetkami firmy Marion we wszystkich odcieniach rudości i czerwieni. Miałam też utlenioną spodnią warstwę włosów w grzywce - tylko po to żeby co kilka dni farbować ją na fioletowo tonerem. Parę razy zdarzyło mi się też nałożyć resztki farby do 24 myć w odcieniu prawie identycznym do mojego - różnił się tylko tym że zamiast szarych refleksów miałam rudawe. Po zakończeniu liceum próbowałam jeszcze szczęścia z korzeniem rzewienia i cassią.
Nie licząc rozjaśnionego pasemka w grzywce które szybko odrosło - nigdy drastycznie nie zmieniałam koloru włosów i po wszelkich eksperymentach kolorystycznych nie miałam problemu z odrostami. Co prawda po czerwonych szamponetkach kolor nigdy do końca się nie zmył, ale w normalnych warunkach nie było tego widać. Po wpadnięciu w wiry włosomaniactwa zapuściłam włosy w moim naturalnym kolorze i byłam z nich całkiem zadowolona. Do czasu.
Szarość moich włosów potrafi być irytująca, szczególnie w okresie zimowym. I chociaż ostatnią prawie bezśnieżną zimę przetrwałam dzielnie, to wraz z początkiem wiosny przyszła chęć zmiany. Chemiczne farby nie wchodziły w grę, tak samo jak gwałtowna zmiana koloru po której miałabym odrosty. Chciałam tylko delikatnej zmiany koloru.

Czego jeszcze nie próbowałam? Henny.

Oczywiście henna potrafi złapać mocno. Dlatego zaplanowałam, że nie zafarbuję nią zwyczajnie włosów a zrobię jedynie gloss. Czyli przygotuję maleńką ilość henny, wymieszam z odżywką i nałożę na włosy na 20 żeby uzyskać jedynie subtelną zmianę odcienia.
Wybrałam kolor - miał to być orzechowy brąz Khadi, ponieważ naczytałam się że ma jasny i chłodny odcień. Oczywiście nie opłacało mi się kupować całego opakowania henny do takiego eksperymentu więc kupiłam tylko próbkę. Próbki były tanie więc skusiłam się jeszcze na hennę w kolorze jasnego brązu i hennę z jatrophą która daje chłodny, czerwony kolor.
Próbki można dostać TUTAJ. Wrzucam link bo nigdzie indziej nie widziałam próbek henny i sama się sporo naszukałam zanim zostałam skierowana do tego sklepu.

           Farbowanie henną          
Na początek postanowiłam sprawdzić jaki kolor dałaby każda henna zastosowana na moich włosach w normalny sposób, zgodnie z opisem z ulotki. Dlatego odważyłam po połowie grama z każdej próbki i przygotowałam zgodnie z instrukcją z ulotki - ulotki nie miałam ale można ją znaleźć na stronie Khadi.
Oba brązy zawierają indygo więc zalewa się je ciepłą wodą, natomiast hennę z jatrophą można śmiało zalać gorącą wodą i dodać jeszcze odrobinę soku z cytryny.


Pół grama to naprawdę maleńka ilość henny i spodziewałam się nałożyć ją jedynie na same końcówki włosów. Tymczasem przygotowana ilość starczyła mi na pokrycie 3 pasemek na długości 10-15 cm każde. Pasemka pokryte henną zafoliowałam i całe włosy schowałam pod ciepły turban na 2 godziny.
Po 2 godzinach zmyłam hennę i wysuszyłam włosy. I tu spotkało mnie kolejne zaskoczenie gdyż spodziewałam się mocnej różnicy w kolorze, a na pasemku na którym testowałam hennę z jatrophą oczyma wyobraźni widziałam już pomarańczową żarówę. A różnica w kolorze była bardzo subtelna i po wysuszeniu pasemek trudno było mi je znaleźć na tle reszty włosów.
Czyli wyszło na to ze zamiast robić gloss mogłabym najzwyczajniej w świecie pofarbować moje włosy henną. Zaraz po tym stwierdzeniu stwierdziłam też że jest strasznie późno i poszłam spać.

           Następnego dnia...           
Naszukałam się tych pofarbowanych pasemek sporo. Różnica była naprawdę niewielka, włosy tylko zmieniły lekko odcień. Ale okazało się że aparat w moich telefonie wyłapuje tą różnicę dużo mocniej. Na początek porównanie farbowanych pasemek z grzywką, która i tak się różni od moich końcówek dość mocno - końcówki są rozjaśnione przez słońce na lekko rudawo. No ale spójrzmy:





Po lewej stronie mamy któryś z brązów - nie wiem który gdyż oba są praktycznie identyczne. Po prawej zaś henna z jatrophą która faktycznie ma chłodny czerwonawy odcień.
A jak się prezentują pasemka w porównaniu z niefarbowaną długością? Ano tak:

Od lewej strony patrząc mamy orzechowy brąz, hennę z jatrophą i jasny brąz. Nic szczególnego, prawda?

Do zrobienia glossa już nie doszło. Zwyczajnie moja chęć do eksperymentowania z henną już mi przeszła i nie sądzę żeby prędko wróciła. Lekki niedosyt zaspokoiłam maleńką buteleczką gencjany której lałam do odżywek ile wlazło a efekt na włosach nie pojawiał się żaden. Gwałtowne ochłodzenie koloru włosów nastąpiło dopiero gdy wylałam czysty płyn na kolejne niewinne pasemko:

Później okazało się że na niektórych zdjęciach moje włosy są niepokojąco fioletowawe. Całe. Czyli tym razem mój aparat wychwycił coś czego ja nawet gołym okiem nie zauważam.


           Po trzech tygodniach...           
Gencajna jeszcze się do końca nie zmyła chociaż pasemko jest już niezauważalne na tle włosów. Za to po hennie wszelki ślad zaginął - albo się zmyła albo wtopiła w resztę włosów. Obstawiam to drugie, gdyż ostatnio aparat zrobił mi taką niespodziankę:
Przy końcówce warkocza widać pasemko w innym kolorze. Widać też szary odcień moich włosów.

Zabawy w zmienianie koloru włosów na razie mi się więc znudziły. Za to na przyszłość będę wiedzieć że przy farbowaniu henną 2 godziny to zdecydowanie za krótko.
Jutro zapraszam na falowaną niedzielę dla włosów, w ciągu tygodnia pojawi się post z jeszcze innymi falami i kolejny o szamponie Batiste. A w następny weekend napiszę też o szamponie, ale własnoręcznie robionym - z półproduktów.

wtorek, 13 maja 2014

Miesięczna aktualizcja długości - kwiecień i maj 2014

Po ponad miesięcznej przerwie w pisaniu czas na aktualizację. Przez te ostatnie dwa miesiące, poza dziwnymi eksperymentami z kolorem ( które już mi się znudziły na bardzo długo) nie robiłam z włosami nic szczególnego. Nie byłam u fryzjera, a grzywkę podcinałam sama - dawniej robiłam to sama ( z różnymi efektami) i dawałam sobie radę całkiem nieźle, teraz tylko muszę wrócić do dawnej wprawy.
Grzywkę zaczęłam prostować ( tylko grzywkę!) gdyż pomimo zakupu dobrej suszarki i wypróbowaniu kilku szczotek nie umiem jej ułożyć tak, aby się nie wywijała. Jako że grzywki nie zapuszczam, regularnie ją podcinam i nakładam na nią odżywki/ maski tak jak na resztę włosów - nie sądzę żeby prostownica jej zaszkodziła. Prostowałam grzywkę przez wiele lat i jej stan był świetny, popalone i rozdwojone końcówki miałam tylko na długości, nigdy w grzywce.

           Przyrost w marcu i kwietniu          
W marcu i kwietniu moje włosy urosły po 1 cm gdyż nie stosowałam żadnych przyspieszaczy porostu/ stosowałam je sporadycznie. Długość włosów na początku maja wynosiła 66 cm. Od początku miesiąca wróciłam do wcierania w skórę głowy olejku Khadi przed każdym myciem, po myciu zdarza mi się użyć własnoręcznie zrobionej wcierki.

Po lutowym obcięciu nie byłam pewna czy chcę nadal zapuszczać włosy, czy lepiej zostać przy długości która jest dla mojej sylwetki idealna. Po prawie 3 miesiącach od podcięcia decyzja jednak zapadła - zapuszczam włosy. Co najwyżej mogę je obciąć jeśli nie spodobają mi się kiedy będą już długie =)

           Plany na maj          
Nie mam żadnych. Co prawda mam mnóstwo pomysłów na notki ale nie wiem czy będę w stanie napisać chociaż jedną. Postaram się, bo mam o czym. Zamierzam nadal przyspieszać porost olejkiem Khadi i  wspomnianą wcierką. Z drugiej strony - nie zamierzam kupować żadnych kosmetyków do włosów - przez kolejny miesiąc. Ostatni raz kupowałam coś do włosów chyba w styczniu, od tego czasu dokupiłam sobie tylko próbki masek Biovax i suchy szampon Batiste.