Tematyką bloga ma być pielęgnacja moich włosów oraz ich zapuszczanie. Blog mam mi służyć głównie jako miejsce zapisywania różnych spostrzeżeń, obserwacji związanych z pielęgnacją włosów, a także jako źródło informacji dla osób zainteresowanych tematem.

poniedziałek, 20 maja 2013

Porównanie różnych stylizatorów do włosów

Od jakiegoś czasu, będą już ponad 2 miesiące, stylizuję moje włosy po każdym myciu. Nawet kiedy zaraz po wyschnięciu zamierzam zapleść je w warkocz. Dzięki stylizacji moje włosy są gładkie, miękkie, nawilżone, nie zamieniają się w stertę suchego, szorstkiego siana. Mogę też obserwować jak dane kosmetyki na nie wpływają, bo bez stylizacji efektów widać nie było, włosy układały się jak chciały...

Do stylizacji zawsze używałam tego samego żelu ale w końcu pojawiła się chęć spróbowania czegoś innego. I w ten sposób powstał plan przetestowania różnych produktów do stylizacji i zrobienia porównania ich działania.


Kilka uwag:
Podczas trwania eksperymentu włosy były pielęgnowane w taki sam sposób - myte żelem Facelle, odżywiane maską Gloria, zabezpieczane jedwabiem Marion Natura Silk. Również stylizacja za każdym razem była ta sama.
Zdjęcia włosów były robione w różnych warunkach oświetlenia, niestety nie udało mi się zrobić tego inaczej. Każde zdjęcie jest z lampą błyskową. Różnice w skręcie na każdym zdjęciu mieszczą się z zakresie zmienności moich włosów, nie jestem więc w stanie stwierdzić czy któryś stylizator wzmocnił mi skręt. Do tego potrzeba by dużo dłuższych testów.


No to jazda.

1. Super Gel Anet, czyli to, czego używałam do tej pory. Do kupienia w sklepach sieci Hitpol za 1,30 zł, widziałam też w Lewiatanie za 1,39 zł. Są dostępne różne wersje kolorystyczne o różnych właściwościach ( mocny, efekt mokrych włosów, do fryzur dziennych, fantazyjnych, bla bla bla). Poza kolorem różnią się zapachami. Składy wszystkich wersji są jednakowe i bardzo fajne - krótko, konkretnie i bez niepotrzebnej chemii. Pewnie różnią się trochę proporcjami składników.

Żel Anet jest w tym eksperymencie próbą kontrolną, normalnym stanem włosów z którym będą porównywane wyniki po wszystkich innych stylizatorach.
Działanie: Włosy po nim są miękkie, gładkie, lśniące i nawilżone. Występuje odrobina puchu, ale w ilościach które absolutnie mi nie przeszkadzają.
Inne kwestie: Cena więcej niż przystępna, jest rewelacyjna =) Opakowanie bardzo wygodne, słoiczek to chyba najlepsze opakowanie na tego typu produkty. Jeśli chodzi o wydajność, opakowanie żelu starcza mi na 1,5 -2 miesiące. Żel ma też świetny, prosty skład - woda, gliceryna, substancja żelująca, konserwant, zapach, i chyba jeszcze barwnik. Żadnej niepotrzebnej chemii.
Zdjęcie włosów tutaj.


Tak prezentuje się żel Joanna na moich włosach.
 Ładnie?
2. Żel Joanna coś tam coś tam. Chciałam wypróbować jakiś inny żel ale nie zamierzałam kupować nowego żelu specjalnie do testów, więc skorzystałam z tego co brat miał w szafce.

Działanie: Bardzo zbliżone do żelu Anet, nie widzę większych różnic.
Inne kwestie: Cena do przeżycia, z przeprowadzonego przeze mnie wywiadu wynika ze ok. 8 złotych. Opakowanie zupełnie mi nie odpowiada, nie widać ile produktu pozostało, kiepsko się nabiera dodatkową porcję kiedy dłonie są już uciapkane żelem. Zapewne trudno wydobyć resztki z tubki. Skład dość zawiły, nie bawiłam się w jego analizę.



3. Pianka Taft - kupiłam ją daaawno temu jeszcze przed moim włosomaniactwem. Użyłam jej może z 5 razy i od tego czasu stoi w łazience nieużywana przez nikogo, co jest dość nietypowe bo wszystkie moje poprzednie pianki ginęły w niewyjaśnionych okolicznościach. Skoro już ją znalazłam, postanowiłam przetestować i ją.
Pianka Taft...

Działanie: Użyłam jej tylko jeden raz. Wszystkich innych stylizatorów próbowałam po parę razy, ale ta pianka zniechęciła mnie do siebie dość skutecznie już za pierwszym. Włosy po wyschnięciu były postrączkowane mniej niż wtedy kiedy stylizuję je żelem. Za to owe strączki nie dały się w żaden sposób odgnieść, a miętosiłam włosy dość intensywnie. Tak więc włosy straciły sporo objętości i wyglądały dość mizernie. Musiałabym to chyba rozczesać. Dodam jeszcze, ze nie nałożyłam jej dużo - wycisnęłam dwie porcje wielkości dużego jajka. Dalej. Włosy były bardziej szorstkie niż zwykle - tylko odrobinę, ale wyczuwalnie. Były też bardziej sztywne, lekko suche. Na dobitkę - producent twierdzi że produkt ma włosy nabłyszczać - błyszczały słabiej niż zwykle. Pamiętam że nawet przed włosomaniactwem nie byłam zachwycona tą pianką, co już bardzo źle o niej świadczy bo wtedy nie zwracałam szczególnie uwagi na działanie produktów do włosów - musiało mi się coś porządnie rzucić w oczy.
Inne kwestie: Opakowanie typowe dla pianek. Cena powyżej dyszki. Zawiera alkohol denat, co ją u mnie dyskwalifikuje już na zawsze.


Odżywka Joanna. Grzywka gratis.
4. Odżywka bez spłukiwania Joanna zielona herbata i pokrzywa - odżywka również może posłużyć jako stylizator! Kupiona swojego czasu jako odżywka b/s ale nie stosowana zbyt regularnie. Obecnie nie ma swojego miejsca w pielęgnacji ale przyjdzie i jej kolej. Na razie zaangażowałam ją do pojedynczego testu.
Działanie: Po jej nałożeniu nie pojawiły się strączki, więc nie było czego odgniatać. Za to włosy były bardziej puchate niż zwykle - właśnie przez brak owych strączków pojedyncze włoski zaczęły porządnie odstawać od fryzury już na wczesnych etapach schnięcia. Nie obciążyła włosów a nałożyłam jej dość sporo. Był fajnie nawilżone i miękkie.
Inne kwestie: Podobnie jak przy żelu Joanna kłopotem jest opakowanie. Nie widać ile odżywki nam jeszcze zostało. Źle się ją nabiera - trzeba bardzo uważać żeby nie wylać jej za dużo, gdyż jest bardzo wodnista. Za to jest tania, opakowanie kosztuje ok. 4 złote. Skład bardzo przyzwoity.

Stylizacja żelem lnianym.
5. Żel lniany, czyli naturalny stylizator przygotowywany w domowym zaciszu z ziarenek lnu. Świetnie nawilża, używałam go już wielokrotnie jako składnika domowych masek na włosy i póki co jest u mnie faworytem jeśli chodzi o nawilżanie.
Działanie: Podobnie jak w powyższym przypadku, włosy po użyciu żelu lnianego nie zatchnęły w strączki, były od razu "gotowe do użycia".  Pojawiło się mniej puchu, włosy były pięknie poskręcane i nawilżone. I lśniące.
Inne kwestie: Jeśli już mogę na coś narzekać, to na konsystencję żelu i wynikające z niej problemy z nakładaniem  Żel ma postać mniej lub bardziej wodnistego gluta. Na palce nabrać go bardzo trudno więc trzeba wylać odrobinę na dłoń. I albo naleje się go bardzo malutko, albo wyleje się dość spory ( zazwyczaj za duży) glut, ciągnący za sobą kolejne. Trzeba nabrać wprawy.




Podsumowanie...
Jeśli coś stwierdziłam na podstawie powyższych testów, to tylko tyle, ze muszę ich zrobić więcej  żeby coś stwierdzić =)
Mam dowód na to, że mój skręt nie zależy w większym stopniu od użytego stylizatora. Jeśli nie będę włosom robić krzywdy produktami z alkoholem denat to będą się kręcić cokolwiek bym na nie nałożyła.
Główną rolą stylizatora ma być wygładzenie włosów, tak żeby się niepotrzebnie nie puszyły.

Stwierdziłam też, że muszę spróbować ułożyć włosy bez stylizatora. Ciekawe, jak taki samobieżny skręt będzie się prezentował.

wtorek, 14 maja 2013

Włosowa piramida

Pomysł na taką piramidę pojawił się kiedyś u Anwen. Przyznam skromnie ze dużo wcześniej sama wpadłam na bardzo podobny pomysł, ale nigdzie go nie publikowałam, no bo gdzie? Zobaczywszy więc wytwór mojej  wyobraźni pięknie zwizualizowany u Anwen wzruszyłam tylko ramionami. I o piramidce zapomniałam. Za to całkiem niedawno zobaczyłam taką u Weroniki, o tutaj, i stwierdziłam - a czemu nie? No i mam piramidkę i ja =)
Fajna, nie? =)

Codziennie poprzez subtelne sugestie namawiam moje włosy do szybszego porostu. Ot, tak od niechcenia maltretuję je wcierkami i to u samej nasady, żeby już za młodu wiedziały że mają rosnąć zdrowo i wydajnie. Wcierka na dobitkę okraszona jest masażem, tak, żeby cebulki nie mogły pozostać na nią obojętne. Gorzej. Żeby moje włosy wiedziały kto tu rządzi i nie miały innego wyboru jak ulegać mojej woli, skorumpowałam całe otaczające je środowisko  Przewidziałam, że włosy od zewnątrz to jedno, a cebulki to drugie. Otóż cebulki nie mogą sobie tak siedzieć w skórze i ignorować dobijającą się od góry wcierkę - dobrałam im się do siedzenia i od spodu, poprzez suplementację od wewnątrz. Buhaha.

Co 2 - 3 dni moje włosy obowiązkowo spotykają się ze szczotką, chociaż zazwyczaj zdarza się to trochę częściej. Później są raczone słabszym detergentem, rzadziej czymś mocniejszym; na jakieś 20 minut zostawiam je sam na sam z odżywką. Przykrywam ręcznikiem i idę w miejsce odosobnione, nie patrzę, nie przeszkadzam im. Niech się sobą nacieszą. Odżywki się zmieniają dość często, ale zamierzam popytać moje włosy co ich idealna odżywka musi mieć. Mężczyzn idealnych nie ma, niech chociaż moje włosy mają idealną odżywkę. Po odżywce idzie stylizacja, czyli rytuał w którym przy użyciu przemocy, głównie fizycznej ( przemoc psychiczna jest stosowana codziennie, patrz punkt wyżej. Różnorodność to podstawa pielęgnacji.) moje włosy są namawiane do skręcania się. Tego chyba bardzo nie lubią bo kręcą się ochoczo same, zanim spadnie na nie moja karząca ręka. Ale profilaktycznie używam owej ręki regularnie, na koniec przyduszając włosy arafatką ( włosomaniaczki w których pielęgnacji jest mnie patologii nazywają to ręcznikowaniem czy jakoś tak). Uważam że to i tak mało - używam tylko gołych dłoni, a kiedyś moje włosy były smażone przy użyciu specjalistycznych narzędzi tortur.

3 -4 razy w miesiącu funduję moim włosom totalny odjazd. Pakuję na nie olej i tak sobie leżą razem przez noc całą, po ciemku i na jednej poduszce. Wtuleni w siebie. Przy czym 2 -3 razy na miesiąc to zupełne minimum. Potem co prawda rozdziela ich woda i detergent, ale ta miłość daje moim włosom siłę na przetrwanie kolejnego tygodnia.

Co miesiąc następuje kontrola przyrostu. I powiem krótko - tutaj włosy wygrywają. Opanowały do perfekcji sztukę uników, na widok zbliżającej się do nich miarki wiją się we wszystkie strony i robią co tylko mogą aby pomiar nie był wiarygodny. To ich jedyna linia obrony przed codziennym wcierkowo - suplementowym terrorem.
Planuję też mniej - więcej co miesiąc raczyć moje włosy kasją.

Raz na pół roku moje włosy mają planowane spotkanie z nożyczkami. Nożyczki pozwalają im odejść w pokoju, na lepszy świat gdzie nie było prostownic i silikonowych sprejów na alkoholu. Pozwalają też zacząć końcówkom życie od nowa, wymazują ich winy jak wizyta w konfesjonale. Mogą one zacząć swe życie zupełnie od nowa, z czystym kontem i bez żadnych rozdwojeń. Niestety notuje się wzrost depresji wśród moich włosów i bardzo silną chęć odejścia na tamten świat w szybszym tempie. Mechanizm ich działania nie został jeszcze do końca rozpracowany, w każdym razie wiadomo, że oddziaływują one w jakiś przedziwny sposób na mój mózg. Powoduje to pojawienie się natrętnej myśli o podcinaniu włosów, która przeradza się w chęć zrobienia tego jak najszybciej. Do niedawna mechanizm ten działał całkiem sprawnie, jednak włoski się przeliczyły. Czas swobody i częstego podcinania minął bezpowrotnie, a nastąpiła era wcierkowej tyranii. Włosy będą podcinane tylko raz na pół roku lub częściej, jeśli zajdzie taka potrzeba. Najchętniej nie obcinałabym ich wcale aż do momentu w którym naprawdę byłaby taka potrzeba - ale niestety, kiedyś muszę zejść z cieniowania.
Najbardziej sterane życiem włosy decydowały się też masowo na śmierć samobójczą, jednak obecnie i tą możliwość im znacznie ograniczyłam - wcierki skutecznie powstrzymują ich wypadanie i włosy już nie mogą się tak po prostu urywać, jak ja kiedyś ze szkoły.

W tej prostej piramidce mieści się właściwie wszystko, co robię z moimi włosami. I sądzę, ze przez długi czas nie będzie w niej większych zmian.

piątek, 3 maja 2013

Miesięczna aktualizacja długości - maj 2013

Do tej pory nigdy nie robiłam czegoś takiego jak comiesięczne sprawdzanie przyrostu i robienie włosom zdjęć dokumentujących ich stan. Sądzę, że warto coś takiego robić jeśli chce się włosy zapuszczać - jako motywacja do dalszego zapuszczania, no i też żeby się pochwalić =)

Bez dłuższych wstępów, tak prezentują się moje włosy na początku maja:
Zdjęcie robione z samowyzwalaczem - dlatego takie krzywe.
Mycie żelem Facelle Sensitive, maska Gloria, odrobina jedwabiu Marion Natura Silk  i stylizacja z Super Gel Anet - wersja zielona =)
Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęcia włosów w świetle dziennym - były jeszcze mokre, musiałam wiec zrobić później zdjęcie z lampą. To dlatego moje włosy tak wspaniale lśnią.
Czerwona wstążka symbolizuje miejsce, gdzie kończy się zapięcie mojego stanika. Postanowiłam że nie będę obcinać włosów bez wyraźnej potrzeby dopóki nie przekroczą tej linii. A obcinać włosy chcę ze względu na pechowe cieniowanie włosów które sobie sama zrobiłam na początku marca. Miało być tylko delikatnie, przy końcówkach, wyszło ciut za dużo. Przez to moje włosy są przerzedzone na końcach a niesforne końcówki ciągle wyłażą z warkocza. Wkurza mnie to. Żyję też ze świadomością że gdy zejdę z cieniowania, będę już niedaleko od wyrównania wszystkich włosów z zapuszczaną grzywką. I w ten sposób mniej więcej połowa włosów widocznych na zdjęciu pójdzie na ścięcie. Dlatego staram się przyspieszyć porost moich włosów na różne sposoby.

Jak przyspieszałam porost włosów w tym miesiącu i ile udało mi się z nich wydusić.

W tym miesiącu byłam regularna jak nigdy w życiu, naprawdę. Niedokładny pomiar z pierwszego tygodnia - wybrałam sobie takie miejsce, gdzie linia włosów jest dość nieregularna i nie wiadomo gdzie przyłożyć miarkę ( mój chłopak mi doradzał żebym przykleiła ją sobie na stałe... =) )


Wcierki:
Wraz z rozpoczęciem intensywnej kuracji postanowiłam zużyć wszystkie zalegające u mnie wcierki. Były trzy, zostały dwie. W pierwszej kolejności zużyłam resztkę mgiełki Jantar. Kolejna do odstrzału była część wody brzozowej Isana przelanej do buteleczki z atomizerem. Zostało mi jej jeszcze ponad pół butli, ale będę walczyć dzielnie i do końca. Obecnie jestem w trakcie zużywania mgiełki Radical która od dawna stała napoczęta i nie miałam ochoty się za nią zabrać. Raczej żadnej z nich nie kupię już ponownie, jest mnóstwo innych, lepszych rzeczy do przetestowania.
Kuracje wewnętrzne:
Piłam codziennie drożdże zalane wrzątkiem ( po pół kostki dziennie) i skrzypokrzywę. Zamierzam je pić dalej, a w maju zrobić ponad tydzień przerwy od skrzypokrzywy. Piłam też olej lniany, ale nieregularnie - ostatnio o nim ciągle zapominam.
No i najważniejsze:
Przyrost. Włosy urosły mi w tym miesiącu o mniej-więcej 1,5 cm. Dla osoby intensywnie zapuszczającej włosy to mało, ale ja się cieszę i z tego. Wynik nie jest zbyt dokładny gdyż mierzyłam tylko jedno pasemko w grzywce. Dlatego w tym miesiącu zrobiłam pomiary aż w czterech miejscach dzięki czemu powinnam uzyskać dużo bardziej obiektywne wyniki podczas następnych pomiarów.

Plany na ten miesiąc.

* Przede wszystkim zamierzam zrobić porównanie różnych produktów do stylizacji włosów. Wątpię żeby coś przebiło mój ulubiony żel, ale chcę zobaczyć jak się sprawdzają inne produkty - a nuż któryś okaże się lepszy? Na razie kandydatów do testów mam czterech.
* Przy okazji wspomnianych testów przetestuję także jedną z moich masek - zamierzam używać cały czas jednego zestawu kosmetyków aby nie przekłamywać wyników, wiec będę miała okazję sprawdzić jak działa maska Gloria używana solo przez dłuższy czas ( jakieś 2 tygodnie).
* Po zakończeniu eksperymentów ze stylizacją wypróbuję wreszcie jak na moje włosy zadziała nowa kasja. Liczę na realne pogrubienie włosów, i mam już metodę na to, jak to w miarę wiarygodnie sprawdzić - o czym napiszę w najbliższym czasie.
* W międzyczasie postaram się też nauczyć jakiejś nowej skomplikowanej fryzury. Do tej pory nie zrobiłam korony z kłosów i chcę się wreszcie za to zabrać.
* Nie zamierzam za to kupować nic do włosów - będę się skupiać na zużywaniu tego co mam, ze szczególnym uwzględnieniem ww. wcierek.

Pozdrawiam wszystkich którzy dobrną do końca mojej paplaniny  =)
Gabrysia.