Tematyką bloga ma być pielęgnacja moich włosów oraz ich zapuszczanie. Blog mam mi służyć głównie jako miejsce zapisywania różnych spostrzeżeń, obserwacji związanych z pielęgnacją włosów, a także jako źródło informacji dla osób zainteresowanych tematem.

wtorek, 26 listopada 2013

Coraz więcej zniszczonych końcówek- co robić?

W ostatniej aktualizacji wspominałam, że moje włosy rozdwajają się w perfidny sposób, nie na samych końcówkach, ale na długości i przy cieniowaniu. Oczywiście walczyłam z problemem: olejując włosy przed każdym myciem, później pokrywając je warstwą silikonowego serum, i zaplatając - sporadycznie zdarzało mi się nosić je rozpuszczone.
Sytuacja się nie poprawiła, wręcz przeciwnie, pogarsza się. Rozdwojeń jest więcej, pojawiają się miotełki, włosy rozszczepiają się też powyżej końcówek. Jest źle. Bardzo.
Oczywiście większość włosów jest zdrowa, ale ilość tych zniszczonych ciągle wzrasta.
Sądzę że 95% włosomaniaczek w mojej sytuacji pobiegłoby obciąć zniszczenia. Niektóre z bardzo ciężkim sercem, bo zapuszczają włosy. Moje serce było wyjątkowo ciężkie, ponieważ od 2 lat ciągle tylko obcinam to co mi urosło. Dlatego wzięłam też pod uwagę inną opcję - wycinanie pojedynczych zniszczeń w domu, przy nauce. Czyli metodę nazywaną search & destroy.
Nazwa pochodzi z anglojęzycznego forum LHC (Long Hair Community) i tam stosuje ją mnóstwo osób które zapuszczają włosy i chcą uniknąć obcinania włosów. Więcej o tej metodzie pisała swojego czasu Henri.

Wypisałam sobie plusy i minusy obu opcji: obcięcia włosów i wycinania jedynie zniszczonych końcówek. I tak:
           Jeśli obetnę:           
+ Będę mieć jeden duży problem z głowy - tym problemem jest cieniowanie z którego jestem bardzo niezadowolona, którego chcę się pozbyć i więcej do niego nie wracać.
+ Będę mieć ładniejsze warkocze, ponieważ nie będą z nich wyłazić wycieniowane końcówki, a koniec warkocza nie będzie zdecydowanie cieńszy.
+ Końcówki będą w lepszym stanie - świeżo podcięte i gęstsze.
+ Końcówki będą również łatwiejsze w utrzymaniu - bo będą równe. Łatwiej będzie mi je pokryć silikonem, a przy podcięciach będę odświeżać wszystkie końcówki, a nie tylko ich część ( podczas gdy te wycieniowane wyżej będą się niszczyć coraz bardziej).
+ Będę mieć w końcu równą linię włosów ( a nie w kształcie litery "U") - i tutaj można by powtórzyć wszystkie powyższe punkty.

- 10-12 cm to minimalna długość jaką musiałabym obciąć żeby wyrównać włosy z cieniowaniem. Lekko licząc - byłabym co najmniej 8 miesięcy do tyłu (licząc po 1 -1,5 cm przyrostu na miesiąc). To za dużo.
- I tak zostaną mi zniszczenia wyżej - wycieniowane pasma są zniszczone jeszcze wyżej. Czyli albo obetnę jeszcze więcej włosów, albo obetnę ich i tak dużo, a nie pozbędę się zniszczeń.
- Obetnę dużo, potem zaniedbam ( bo przecież teraz są zdrowe)... a jak odrosną to znowu będą zniszczone i do obcięcia.
- Obetnę i zobaczę: "O, już niewiele mi brakuje żeby zacząć wyrównywać włosy z grzywką!". I będzie kusić. Grzywka w najdłuższym miejscu jest za obojczyk, w najkrótszym ledwo się łąpie do niskiego kucyka związanego na karku.
- Pójdę do fryzjerki i obetnie za dużo lub nie tak ( znowu mi zafunduje jakąś literę "U" lub, tym razem, inne cieniowanie). Poproszę o przysługę mężczyznę to albo odmówi obcięcia aż takiej ilości włosów, albo zacznie ciąć z rozmachem ( "w końcu to dużo, nie ma opcji ze przesadzę") i... przesadzi.

     Jeśli zostawię:     
+ Będę dumna że nadal trwam w moim postanowieniu (unikanie obcinania włosów jak się da, wytrwałe zapuszczanie).
+ Szybciej osiągnę mój cel jakim są włosy sięgające bioder.
+ Będę mieć większą motywację do zapuszczania i nie będą mnie kusić kolejne podcięcia.
+ Zmotywuję się też do częstszego upinania włosów w koki, do zaplatania ich, będę dbać o nie jeszcze bardziej i uczyć się nowych fryzur.
+ Radość z coraz większych możliwości robienia upięć i zaplatania włosów.
+ Z cieniowania będę schodzić powoli, metodą bardzo delikatnych podcięć co jakiś czas, a w międzyczasie będę wycinać pojedyncze zniszczenia.

- Nie pozbędę się cieniowania tak prędko. Będę się z nim męczyć dopóki nie zapuszczę włosów do bioder ( bo wtedy będę już ciąć włosy na bieżąco), chyba że drobne podcięcia uwolnią mnie od tego przekleństwa wcześniej.
- Wycinanie pojedynczych zniszczeń jest czasochłonne i monotonne.
- Wycinając zniszczenia jeszcze bardziej przerzedzę sobie końcówki.
- Moje warkocze będą na końcach coraz cieńsze i cieńsze, a wycieniowane końcówki będą wyłazić z nich i strzępić się jeszcze bardziej.
- Jeśli szybko nie pozbędę się zniszczeń, będą się one przesuwać  górę.
- Nie jestem pewna moich nożyczek - jeśli są złe, to obcięte nimi włosy będą się rozdwajać od nowa.

           Decyzja          
Nawet dla mnie przeważają argumenty przemawiające za obcięciem włosów, i tak bym zrobiła, gdybym nie musiała ich obciąć aż tyle. Dlatego na razie dam moim końcówkom jeszcze szansę - będę wycinać zniszczenia i zawsze upinać włosy - żadnych zwisających końcówek, muszą one być upięte i schowane. Jeśli będę widziała postęp i zniszczeń będzie ubywało, będę kontynuować mój plan, a również od czasu do czasu będę minimalnie podcinać końcówki aby stopniowo schodzić z cieniowania. Jeśli jednak sytuacja się nie poprawi, nie widzę już innego rozwiązania jak obcięcie sporej części włosów. Najpóźniej w styczniu postaram się podsumować stan włosów - czy się poprawił i jak.

Idę się uczyć anatomii, a przy okazji nożyczki w dłoń =).

           Rozdanie           
A na koniec jeszcze dużo przyjemniejsza informacja - zapraszam wszystkich do wzięcia udziału w rozdaniu u Henri. Do wygrania są trzy zestawy kosmetyków do włosów. Więcej informacji można znaleźć w jej poście, po kliknięciu w zdjęcie poniżej:
http://henri-and-her-hair.blogspot.com/2013/11/potrojne-rozdanie-triple-giveaway.html

sobota, 16 listopada 2013

Płukanka do włosów z L- cysteiną

O takiej płukance po raz pierwszy przeczytałam u Anwen, jednak nie zainteresowała mnie ona na tyle, żeby kupić własne opakowanie cysteiny i ją wypróbować. Skłonił mnie do tego dopiero post Kaścyska. Pamiętam ze szczególnie przykuła moją uwagę wzmianka o zwiększeniu objętości włosów, chociaż obietnica poprawienia skrętu włosów też pewnie miała w tym swój udział.

           A czym w ogóle jest cysteina?          

Jest to jeden z dwóch aminokwasów ( czyli podstawowych cząsteczek budujących białka) zawierających siarkę. Drugim takim aminokwasem jest metionina. Dlaczego więc do płukanki dodajemy akurat cysteinę? Ponieważ jest ona jednym z budulców włosa. Oczywiście nie ma co liczyć na to, ze po takiej płukance cysteina wbuduje się we wszystkie wolne miejsca i zamieni zniszczone włosy w nowo narodzone zadbane pasma =) ale z pewnością ma ona pozytywne działanie na nasze włosy.
Włosy zawierają około 5% siarki, natomiast związki siarki to ok. 23% składników budujących nasze włosy. Jasne włosy zawierają więcej siarki, natomiast ciemne zawierają jej najmniej. Za to rudę mogą zawierać do 10% tlenku żelaza, podczas gdy włosy w innych kolorach mogą go mieć tylko 2% ( taka dygresja, i raczej nie uda się zrobić płukanki z tlenkiem żelaza od której włosy zrudzieją).
Zastanawiało kogoś z was co oznacza owo tajemnicze "L" przed cysteiną?  Mnie tak. Chodzi o "odmianę" cysteiny. L-cysteina jest aminokwasem występującym w przyrodzie i budującym białka. Natomiast D-cysteina jest spotykana znacznie rzadziej i nie buduje białek, więc nie byłaby dla nas zbyt użyteczna. Obie cysteiny różnią się budową cząsteczki, ale ich skład jest taki sam. No i po tym wstępie...

           ...przejdźmy do bardziej praktycznych informacji.          

Moją cysteinę kupiłam w sklepie z półproduktami kosmetycznymi. Jest taniutka i następnym razem zamówię większą jej ilość.
Cysteina śmierdzi siarką. Tzn - dla jednych śmierdzi, i owszem. Mi jej zapach nie przeszkadza ani trochę, ale jest mało zapachów, które naprawdę mnie odpychają. Poza tym cysteina nie wygląda odpychająco, ot, zwykły biały proszek.
Zalecam ostrożność przy otwieraniu cysteiny - gwałtowne otworzenie słoiczka i wciągnięcie haustu powietrza z odrobiną cysteiny która wyfrunęła ze słoiczka sparaliżowało mój zmysł węchu na dobre pół godziny.
Płukankę przygotowuję według przepisu z tej strony:
10% aloes zatężony 10x (płaska łyżeczka 5 ml)
3% L-cysteina (ok. 2.5 płaskie łyżeczki 1 ml)
1% panthenol 75% (0.4 ml)
1% witamina B3 (płaska łyżeczka 1 ml)
85% woda(42.5 ml)
z małą modyfikacją -  nie dodaję witaminy B3 ( bo jej nie mam), z podanych składników robię ok 100 ml płukanki.
Włosy po umyciu i odżywce lekko osuszam i polewam kilka razy tą płukanką. Nie spłukuję jej. Po wyschnięciu włosów zapach cysteiny znika, za to przy powąchaniu włosów z bliska czuć siarkę. Mi się ten zapach zdecydowanie podoba ( od dziecka byłam małym piromanem, więc nic dziwnego). Po zmoczeniu włosów zapach cysteiny powraca, jednak po dwóch - trzech myciach nie ma już po nim śladu.

          Efekty!          


Moja grzywka po płukance - z lewej zdjęcie z lampą, z prawej bez. Nie sądzicie że loki i fale lepiej fotografować bez lampy, bo lepiej widać ich strukturę? Włosy umyte szamponem Natura Siberica do wszystkich rodzajów włosów, później Balsam Green Pharmacy z olejem arganowym i wyciągiem z granatu, płukanka cysteinowa i do stylizacji stary dobry żel Anet.
Moje włosy zdecydowanie ją lubią =) Są po niej gładkie. Gdy poleję włosy płukanką z cysteiną, robią się bardzo gładkie, śliskie, w dotyku są jakby pokryte cieniutką warstewką czegoś na kształt śluzu - zatrzymują wokół siebie wodę. Śluz może brzmi niezbyt zachęcająco, ale włosy w dotyku są naprawdę gładziutkie i przyjemne. Bardzo mnie ten efekt zdziwił - zazwyczaj po proteinach moje włosy były bardziej szorstkie, splątane, suche. Być może to kwestia dodatków do płukanki.
Po wyschnięciu włosy nadal są gładkie, miękkie, nie spuszone. Ale przede wszystkim są bardziej elastyczne, co bardzo mi się spodobało. Nie lubię bardzo miękkich włosów, w moim przypadku nie jest to efekt pożądany. Po cysteinie nie wiszą one smętnie, nie odkształcają się od zaplecenia w warkocz na 5 minut. Są dużo bardziej oporne na odkształcenia - po prostu zamiast iść po najmniejszej linii oporu jakby zaczęły mieć własne zdanie =).
Za to nie zauważyłam ani zwiększenia objętości ani wzmocnienia skrętu - czyli nie ma obu efektów których obietnica skusiła mnie do zakupu cysteiny. Ale i tak jestem zadowolona.

O czym pisać w następnym poście - chwalić się moją koroną z warkocza czy usiłować zrecenzować balsam do włosów Seboradin? Ewentualnie ( ale troszkę później) mogę napisać o masażu skóry głowy lub pokazać różę z warkocza w moim wykonaniu ( jeszcze muszę troszkę poćwiczyć).