Tematyką bloga ma być pielęgnacja moich włosów oraz ich zapuszczanie. Blog mam mi służyć głównie jako miejsce zapisywania różnych spostrzeżeń, obserwacji związanych z pielęgnacją włosów, a także jako źródło informacji dla osób zainteresowanych tematem.

sobota, 29 marca 2014

Odżywka Nivea Long Repair - moja opinia

Parę słów o tej odżywce miałam napisać jeszcze wczoraj, niestety przez większość czasu ktoś skutecznie okupował komputer i nie udało mi się napisać ani literki.
Odżywka jak zwykle zakupiona pod wpływem zachwytów na innych włosomaniaczych blogach. Od 2011 roku nie kupiłam chyba ani jednego włosowego produktu o którym bym wcześniej nie przeczytała gdzieś na blogach. Za jakiś czas będzie się to pewnie zmieniać, na razie zużywam resztki zapasów.
Na tym zdjęciu znajduje się prawie cała moja włosowa kolekcja, większość to rzadko używane przeze mnie rzeczy nad którymi zużyciem muszę jeszcze popracować. Dawno nie miałam tak mało mazideł do włosów a pracuję nad tym, aby było ich jeszcze mniej.

           Składniki aktywne          
Jak na odżywkę całkiem przyjemny, trafiały mi się maski których INCI wyglądało sporo gorzej. W tej odżywce znajdziemy:
Hydrolyzed Keratin - hydrolizowana keratyna która ma na celu uzupełnienie jej niedoborów we włosach. Szczególnie dobrze wchłaniana przez włosy mocno uszkodzone, zdrowe nie wchłaniają jej prawie wcale. Pogrubia włosy i zwiększa ich objętość.
Orbignya Oleifera Seed Oil - olejek babassu, pozyskiwany z pestek owoców tego drzewa. Natłuszcza i zmiękcza włosy. Jest olejem wnikającym we włosy, patrząc na skład jest bardzo podobny do oleju kokosowego.
Stearyl Alcohol - alkohol tłuszczowy - jest emolientem więc jest alkoholem zupełnie innym od np. wysuszającego "zwykłego" alkoholu, działa całkiem przeciwnie - natłuszcza, zmiękcza i wygładza skórę i włosy. W dodatku jest łagodny i praktycznie nie podrażnia.
Odżywki z tym składnikiem kupuję bardzo chętnie gdyż zazwyczaj bardzo ładnie wygładzają mi one włosy. Dlatego jest od dla mnie równie istotny co składniki aktywne.
Dimethicone - silikon, syntetyczny środek działający natłuszczająco. Niegroźny bo do jego zmycia wystarczy tylko woda.
Analiza pisana na podstawie  mojej własnej wiedzy uzupełnianej i potwierdzanej przez rozliczne źródła z internetu.

           Działanie          
Tym razem krótko, w punktach.
Wygładzenie - Odżywka ładnie wygładza moje włosy. Czuć to przy spłukiwaniu, przy schnięciu naturalnym ta śliskość najpierw trochę znika żeby po paru godzinach wrócić. Po wysuszeniu włosów suszarką efekt jest najmocniejszy, w dotyku czuć na włosach wręcz śliską warstewkę jak po nałożeniu silikonowego serum. Efekt ten jednak dość szybo znika i po paru godzinach włosy są już tylko delikatnie śliskie i nie czuć na nich tak mocnej powłoczki. 
Puch - Po użyciu odżywki puch jest trochę mniejszy niż zazwyczaj, jednak w dotyku, pomimo lekkiej śliskości włosów można wyczuć sporo odstających i lekko drapiących włosków. 
Skręt - Moje włosy podczas testowania tej odżywki były wyraźnie prostsze więc mogę śmiało ją polecić wszystkim fankom bardziej prostych włosów. Mi jakoś rozprostowanie włosów nie sprawiło dzikiej satysfakcji ( choć kilka lat temu pewnie przeżywałabym z nią romans stulecia :D). 
Objętość - Niestety, skoro odżywka tak mocno wygładza i powleka włosy to musi też odbierać im trochę objętości. Ja wiecznie narzekam ze mam włosów za mało i troszkę mnie to zabolało. 
Strączkowanie - Akurat ta kwestia nie zapadła mi w pamięć. Włosy nie były ani bardzo sypkie, ani pozlepiane w strąki zaraz po myciu więc było ok. Ja jestem fanką włosów sypkich (ale wygładzonych i bez puchu) więc znowu odżywka nie trafiła idealnie w moje gusta.
Dociążenie - Włosy po tej odżywce były ładnie dociążone, nie fruwały mi wokół głowy przy najmniejszym podmuchu. 

           Inne kwestie          
Zapach fajny, konsystencja w sam raz, opakowanie ok choć trzeba je rozciąć żeby wydobyć resztki produktu. Nic nad czym można by się rozwodzić tak jak wyżej.

           Podsumowanie          
0 - Kosmetyk zamiast pomagać pogarsza stan moich włosów.
1 - Kosmetyk nie robi z włosami nic albo bardzo niewiele.
2 - Po użyciu kosmetyku włosy wyglądają i sprawują się dobrze, widać pozytywne działanie kosmetyku na włosy, jednak w niektórych kwestiach nie działa tak dobrze jakbym chciała.
3 - Nie ma się czego przyczepić, włosy wyglądają i sprawują się bardzo dobrze, wręcz idealnie ( lub bardzo mało im do ideału brakuje). Tak zwany "efekt wow". 

W skrócie - znalazłam dosyć pewną odżywkę do której pewnie kiedyś wrócę. Jednak nawet jeśli po jej użyciu ładnie wystylizuję włosy w fale to nie będę zupełnie usatysfakcjonowana - wolę lekkie, sypkie fale, natomiast ta odżywka nieco zbyt mocno dociąża i wygładza moje włosy. 


Na zakończenie chciałabym się czymś pochwalić. Udało mi się zebrać komplet saszetek z maskami Biovax i będę mogła je wszystkie przetestować. Nie nastąpi to w nadchodzącym miesiącu bo mam jeszcze trochę innych włosowych planów, ale sądzę że od maja będę mogła napisać co tydzień parę słów o jednej z nich.
Chciałabym żeby każda saszetka wystarczyła mi na dwa użycia ale obawiam się że 20 ml to troszkę za mało.
Na początku przyszłego tygodnia postaram się opublikować aktualizację długości moich włosów. Wszystko zależy od humoru mojego fotografa.

poniedziałek, 24 marca 2014

Niedziela dla włosów 1 - laminowanie włosów żelatyną.

Postanowiłam opisać moją niedzielę dla włosów sprzed dwóch tygodni. Nie mogłam jej opisać od razu ze względu na brak zdjęć i później brak czasu. Stwierdziłam jednak że szkoda by było, gdyby tamta niedziela odeszła w niepamięć.

W niedzielę 9 III 2014 r postanowiłam wypróbować laminowanie włosów żelatyną.

           Co zrobiłam?           
Olejowanie: Na parę godzin przed myciem nałożyłam na włosy Olejek łopianowy ze skrzypem firmy Green Pharmacy. Tak naprawdę jest to olej słonecznikowy wzbogacony odpowiednimi ekstraktami. Przez cały marzec nakładam go na włosy przed myciem w ramach akcji "Marzec miesiącem olejowania" u Anwen.
Mycie: Szampon na brzozowym propolisie - Receptury babuszki Agafii
Maska: Odżywka Nivea Long Repair z dodatkiem dużej ilości żelatyny ( rozpuszczonej wcześniej w gorącej wodzie).
Zabezpieczenie końcówek: Marion Natura Silk - jedwab do włosów.

Odżywkę z dodatkiem żelatyny nałożyłam bardzo obficie na całe włosy. Nasmarowałam nią dokładnie nawet cały skalp. Po nałożeniu jej zwinęłam włosy w koczka ślimaka i spędziłam tak ok. 10- 15 minut w wannie pełnej naprawdę gorącej wody - nie potrzebowałam więc ani czepka, ani ręcznika. Później maskę bardzo dokładnie wypłukałam.
Zaraz po osuszeniu i rozczesaniu włosów wysuszyłam na szczotce moją grzywkę. Była ona niesamowicie gładka, lśniąca i bardziej śliska w dotyku niż zazwyczaj. Nie mogłam się powstrzymać - wysuszyłam tak całe włosy.
Niestety reszta włosów, o ile wyszła całkiem prosta, nie wyszła aż tak gładka jak grzywka. Po prostu nie mam wprawy w suszeniu włosów na szczotce i zawsze przy tym wymachuję nimi na prawo i lewo co generuje duże ilości puchu.
Po wygładzeniu całej długości moich włosów wspomnianym wyżej jedwabiem były one już trochę gładsze, ale nadal nie idealne. Wyglądały tak:


Drugie zdjęcie wyszło niestety dość niewyraźne, i jako że było już ciemno - nie udało mi się zrobić lepszego. Zresztą mój fotograf nie chciał zupełnie współpracować i był zły ze odrywam go od gry. W każdym razie na tym zdjęciu widać, że włosy są rozprostowane, ale spuszone. Dodam tylko że puch, jak na moje możliwości był przeciętny, a nawet troszkę mniejszy od przeciętnego.
Na noc zaplotłam włosy w warkocz co je bardzo wygładziło ( moje włosy zawsze są gładsze po nocy niż zaraz po myciu, przynajmniej jeśli nie użyję stylizatora). Rano po rozpuszczeniu wyglądały tak:

Szczególnie rzuca się tu w oczy wygładzenie włosów, prawda? Co prawda jest jeszcze trochę puchu, widać sporo fruwających luźno włosków, ale jak na moje standardy włosy są naprawdę nieźle wygładzone. Sądzę że to w dużej części po prostu wysuszenie włosów na gładko suszarką ( po suszarce moje włosy zawsze są trochę gładsze niż normalnie), ale i żelatyna odegrała tu sporą rolę.

           Efekty           
 - Przede wszystkim wygładzenie włosów, zminimalizowanie ich puszenia.
- Lekkie usztywnienie włosów, nabrały one trochę "charakteru" i przestały być wręcz dziecięco miękkie. Ale nie stały się nagle bardzo sztywne, nadal są miękkie - ale nie aż tak bardzo jak przedtem.
- Nadanie włosom śliskości - żelatyna jest duża cząsteczką która pokrywa włosy i skórę bardzo śliską warstwą!
- Nawilżenie włosów - wiem, żelatyna jest proteiną a proteiny wysuszają. Ale wiecie że żelatyna bywa też dodawana do kremów do twarzy jako składnik nawilżający? Cały myk polega na tym, że żelatyna tworzy na ich powierzchni wspomnianą warstwę która wiąże wilgoć. Wystarczy tylko podać ją w odpowiednim towarzystwie i na ładnie nawilżone włosy.
- Wzmocnienie skrętu - żelatynowa powłoczka na włosach tworząca "rusztowanie" to coś, czego było mi trzeba! Mimo ze odżywka Nivea Long Repair zdecydowanie rozprostowuje moje włosy, żelatyna i tak dała radę lekko wzmocnić ich skręt.
- Bezproblemowe rozczesywanie - trochę splątałam moje włosy przy płukaniu ale nie miałam najmniejszych problemów z ich późniejszym rozczesaniem.
- Na koniec jedna wada - żelatyna nie wypłukała się idealnie z moich włosów i przy grzywce na skalpie miałam kilka żelatynowych grudek które musiałam delikatnie wyciągnąć. Obawiam się jednak że to moja wina - musiałam niedokładnie wypłukać okolicę grzywki gdyż nigdzie indziej nie znalazłam ani jednej grudki.

           Jak to możliwe, że wcześniej nie laminowałam moich włosów (skoro to było takie popularne)?          
Moje włosy były już laminowane, i owszem. Miało to jednak miejsce w czasach kiedy kładłam na moje włosy co popadło i  naiwnie oczekiwałam że *bum!* stanie się cud i rano obudzę się z cudownymi włosami. Nie akceptowałam wtedy takiego "oszustwa" jak stylizacja - włosy miały być piękne dzięki stosowaniu cudownych masek i szamponów zawierających multum naturalnych składników odżywczych, koniecznie wysoko w składzie. Nie mogłam do siebie dopuścić myśli że moje włosy mogą wyglądać 10 razy lepiej po żelu do włosów i przeciętnej składowo odżywce niż po stosie mazideł napakowanych ekstraktami i olejami, ale bez stylizacji.
Po każdym myciu jednak cudu nie było, więc nie zwracałam uwagi na drobne różnice w wyglądzie moich włosów. W ten sposób przetestowałam mnóstwo kosmetyków o naprawdę dobrych składach - i nie mam pojęcia jak one działają.
Minęło trochę czasu (jakieś dwa lata, co mi tam) i postanowiłam to nadrobić. Zaczynam moje włosomaniactwo od nowa i badam dokładnie każdą maskę i odżywkę nakładaną na moje włosy.

          Podsumowanie           
Na pewno będę wracać do laminowania włosów żelatyną. Przede wszystkim chcę się upewnić co do działania żelatyny na moje włosy - jestem początkująca jeśli chodzi o obserwowanie moich włosów, mogłam czegoś nie zauważyć, mogłam też przypisać działanie innego kosmetyku żelatynie.
Sądzę jednak że tak czy siak żelatyna będzie pozytywnie działać na moje włosy - szczególnie dlatego że w mojej pielęgnacji jest naprawdę mało protein i moje włosy za każdym razem po ich zastosowaniu pokazują mi, jak bardzo się cieszą że dostały ich chociaż odrobinę.

piątek, 21 marca 2014

Moje nowe ozdoby do włosów - Flexi 8

O Flexi8 usłyszałam po raz pierwszy od Henri ( a od kogóż by innego =)), która pokazywała je na swoim blogu w poście ze swoją kolekcją ozdób do włosów.

          Czym są Flexi 8?           
Flexi 8 to amerykański wynalazek - spinka która ma być alternatywą dla spinek-żabek. I trzeba przyznać, że to bardzo udana alternatywa. Od kiedy kupiłam dwie takie spinki dla siebie, spinek żabek będę używać chyba tylko w sytuacjach w których nie mogę użyć Flexi. Ale co jest takiego cudownego w tych spinkach?
- Flexi są bardzo ozdobne, można wybierać spośród mnóstwa wzorów a także składać zamówienia indywidualne. Oferta jest na tyle bogata że nawet maruda taka jak ja znajdzie jakieś ładne Flexi dla siebie.
- Spinki te są dostępne w różnych rozmiarach, od całkiem malutkich, które nadają się dla dzieci lub do upinania niewielkich pasm włosów, aż po bardzo duże, którymi osoby o włosach do kolan mogą spiąć wielkiego koka-ślimaka.
- Bardzo ważnym atutem Flexi, poza wyglądem, jest niezwykła wygoda noszenia. Ja moje spinki mam od paru dni i już się w nich zakochałam. Mogę nimi upiąć mnóstwo fryzur, spinka ( dobrze wpięta, a o to nietrudno) rewelacyjnie trzyma każde upięcie przez cały dzień. Nie ma mowy o rozpadnięciu się fryzury, spinka wpięta na swoje miejsce siedzi na nim przez cały dzień dopóki same jej stamtąd nie wyjmiemy.
- Flexi 8 mają specjalny kształt który odróżnia je od innych spinek i sprawia że są one tak cudowna w użytkowaniu. I cały ten projekt jest chroniony - Flexi 8 są opatentowane.

           Zamawiamy!         
Pomimo tych wszystkich zalet z zakupem Flexi 8 zwlekałam dość długo. Przede wszystkim są one dość drogie - ceny zaczynają się chyba od 12 dolarów za sztukę a kończą gdzieś koło 30. Poza tym - zamawia się je z USA. Unikałam tego gdyż nie mam żadnego doświadczenia w zamawianiu czegokolwiek zza granicy. I po trzecie - spinki z edycji limitowanych które najbardziej mi się podobały długo były poza moim zasięgiem gdyż wyprzedały się momentalnie. Dopiero niedawno wprowadzono je do sprzedaży na stałe.

Całkiem niedawno jednak Henri dokupiła sobie 6 kolejnych spinek i pokazała całą swoją kolekcję. Razem z Czarną Wiedźmą bardzo jej pozazdrościłyśmy i postanowiłyśmy zrobić Henri konkurencję i też sobie kupić kilka spinek. Ola zajęła się całym zamówieniem za co jej bardzo dziękuję - w moim wykonaniu pewnie trwałoby to dwa razy dłużej. Flexi 8 posiada rewelacyjny dział obsługi klienta. Nasze spinki były u Oli po tygodniu od złożenia zamówienia. Poczta Polska też ostatnio nie leniuchuje i dostarcza mi wszystkie przesyłki dzień po wysłaniu (czyżby zaleta mieszkania w centrum kraju?).

           Moje spinki           
Zdecydowałam się na dwie spinki, obie z specjalnych edycji na dany miesiąc - jedna z września 2013, druga z października 2013. Przez długi czas myślałam że nigdy ich nie będę mieć, ale jednak cuda się zdarzają =)
Na początek zdjęcia wysłane mi przez Olę, kiedy spinki były jeszcze u niej:


 Flexi z września - Flitter into fall. Zupełnie nie moja kolorystyka - ta spinka jest raczej dobra dla ciepłej wiosny, a ja jestem chłodnym latem ( mam tu oczywiście na myśli typy kolorystyczne). Zdecydowałam się na nią w ostatniej chwili - mimo wszystko coś co mam przypięte z tyłu głowy nie powinno mi jakoś specjalnie szkodzić. Zresztą usprawiedliwiam się tym, ze ta spinka ma pasować do moich zielonych oczu.

 
Październikowe Flexi 8 - Ruby Bouquet. Tą spinkę mogłam sobie kupić z czystym sumieniem, pasuje mi idealnie. I jest chyba jeszcze ładniejsza od tej z ważką.

I jeszcze parę moich zdjęć - Flexi 8 w moich włosach.
 Nad tym koczkiem muszę jeszcze trochę popracować. Byłby całkiem ok gdyby nie to, ze spięłam go odsłaniając spodnią warstwę włosów która okazała się być lekko przetłuszczona (ostatnio mój skalp szaleje i przetłuszcza się bardzo szybko).


Zwykły kucyk spięty Flexi. Trzyma się całkiem nieźle ale muszę przyznać że kucyk jest ciut za luźny. Mój chłopak ma zaś tylko 1 cm więcej obwodu w kucyku i jemu ta spinka pasuje idealnie. Zamierzam powalczyć o zagęszczenie moich włosów więc za jakiś czas i u mnie sytuacja powinna się poprawić.

Co do rozmiaru - oba moje Flexi są w rozmiarze M. Następnym razem na pewno wybiorę rozmiar L, ale pomyślę też nad spinką w rozmiarze S. Nie ma jednego uniwersalnego rozmiaru dla danej osoby, do różnych fryzur trzeba mieć różne spinki. Rozmiar M to dla mnie za mało abo zrobić koka - ślimaka, inne większe koki też trudno mi nią spiąć. Zaś do upinania tylko części włosów jest za duża.

           Garść informacji na koniec           
Tutaj można obejrzeć spinki zakupione przez Olę.
Spinki można obejrzeć i kupić tutaj i tutaj. Oba sklepy mają być wkrótce połączone, ale już teraz można zrobić jedno zamówienie z obu sklepów.
Tutaj można obejrzeć przykładowe fryzury z Flexi 8.

I jak, podobają wam się? Mi bardzo, w rzeczywistości są jeszcze ładniejsze niż na zdjęciach =) Na pewno jeszcze będę je zamawiać, chociaż raczej nie nastąpi to zbyt prędko - mimo wszystko to duży wydatek. Tak czy siak, uważam jednak, że Flexi 8 są warte swojej ceny.

niedziela, 9 marca 2014

Planeta Organica - Złota maska Ajurwedyjska - moja opinia.

Około pół opakowania tej maski dostałam od Mariki, za co jej bardzo, bardzo dziękuję =) Wcześniej miałam okazję oglądać ją w Drogerii Jaśmin w Krakowie gdzie zachwyciła mnie swoim zapachem i cudnym wyglądem ( bardzo miła pani z obsługi sprezentowała mi wszystkie mazidła jakie tylko chciałam zobaczyć), od tamtego czasu rozmyślałam nad jej zakupem ale i mnie, i mojemu portfelowi było zawsze nie po drodze.


           Skład          
Typowa dla większości rosyjskich kosmetyków dostępnych w Polsce fraza "Aqua with infusions of..." nie pozwala nam na zorientowanie się jaka jest tak naprawdę zawartość składników dalej wymienionych. Wszystkie aktywne składniki są wpisane właśnie jako "infuzje" a dopiero później wymienione są składniki tworzące bazę kosmetyku. Dlatego nie ma tutaj sensu mówienie że dany składnik jest wymieniony na początku INCI więc na pewno jest go dużo - w przypadku takiego zapisu może on występować nawet w ilościach śladowych.

           Składniki aktywne          
Organiczny olej neem - nawilża, odżywia i regeneruje włosy. Zwiera duże ilości witaminy E a także aminokwasy - najmniejsze cząsteczki budujące białka, które mają możliwość wypełniania ewentualnych ubytków w naszych włosach i wzmocnienie ich.
Ekstrakt z wąkrotki azjatyckiej - stosowany raczej jako składnik kremów przeciwstarzeniowych ze względu na swój wpływ na metabolizm skóry ( pobudza do syntezy elastyny i kolagenu, kwasu hialorunowego), ponadto działa on też przeciwzapalnie i pobudza mikrokrążenie - ze względu na te właściwości maska na pewno będzie dobrze działała na skórę głowy gdyż złagodzi wszelkie podrażnienia skóry głowy i przyspieszy porost włosów.
Ekstrakt z jagód Acai - jagody Acai zawierają ogromną składników odżywczych takich jak witaminy, minerały, kwasy tłuszczowe, polifenole. Dzięki nim ekstrakt ten odżywia skórę głowy jak i włosy.
Olej z drzewa sandałowego - będzie działał korzystnie szczególnie na skalp - działa antyseptycznie, przeciwbakteryjnie i przeciwzapalnie zapobiegając wszelkim infekcjom i podrażnieniom, ponadto przyspiesza porost włosów, hamuje ich wypadanie i wzmacnia je.
Ekstrakt z jałowca - kolejny składnik dedykowany skórze głowy - odżywia ją przyspieszając wzrost włosów ale i zapobiega podrażnieniom.
Ekstrakt z bambusa - zawiera dużo krzemionki, a jak wiadomo krzem jest jednym z ważniejszych budulców włosa. Moim zdaniem kolejny składnik który więcej dobrego zrobi nałożony na skalp niż na długość, ponieważ odżywi on skórę głowy, zwiększy jej elastyczność, działa on też przeciwzapalnie i usprawnia mikrokrążenie.


           Zapach, konsystencja          
Ja w tej masce wyczuwam głównie mocny zapach olejku z drzewa sandałowego. Niestety po pierwszym zachwycie nasunęło mi się skojarzenie z tanimi bazarowymi perfumami dla mężczyzn o ostrym i przesadzonym zapachu - i tak już mi zostało. Zapach pozostaje na włosach i utrzymuje się do następnego mycia - na suchych włosach jest dość słaby i już nie budzi u mnie tak niemiłych skojarzeń =).
Konsystencja nie jest tak "pancerna" jak w przypadki maski Gliss Kur Oil Nutritive, jednak po wsadzeniu palca w maskę ślad zostaje i po dwóch tygodniach nadal jest. Dłużej już nie sprawdzałam. Maska jest "smarowna", bardzo dobrze rozprowadza się na włosach, chociaż ciut nie lubi się z wodą i czasem ucieka z mokrej dłoni.



           Działanie          
Nie jest to dla mnie stereotypowa maska która daje odżywczego kopa włosom i mogę jej używać co 3-4 mycia bo przy częstszym używaniu skończę z proteinową szopą albo olejowo- humektantowymi strąkami. Traktowałam ją raczej jako odpowiednik odżywki kładąc ją w dużych ilościach po każdym myciu i nie spowodowała u mnie żadnego obciążenia. Maska ta działa jak dla mnie bardzo delikatnie.
- Nie ogranicza puchu ale raczej też go nie wzmaga, moje włosy były po niej puchate jak po zwykłym myciu bez żadnej odżwyki/ maski.
- Niestety nie dociąża też włosów,  moje włosy są raczej lekkie i cienkie i po każdym myciu z tą maską fruwały wokół mojej głowy przy każdym ruchu.
- Gładkość - krótko po myciu nie było o niej mowy, po jakimś czasie moje włosy się wygładzały ale i tak każde pasmo było otoczone aureolą z sterczących puchatych włosków.
- Skręt - również przeciętny, nie wzmacniała go ale i też nie rozprostowywała włosów. W skrócie - na wierzchniej warstwie miałam kilka kręciołków, później parę luźnych fal, a na samym spodzie włosy były prawie proste.
- Objętość - jak można się domyślić spora, gdyż włosy był lekkie i puchate.
- Sypkość - oh yeah! Jeśli czymś nie wysmarowałam włosów to aż do kolejnego mycia nie widziałam na nich ani jednego strączka. Włosy nie zbijały się w grupki, końcówki nie sklejały się, włosy dwa dni po myciu były nadal tak sypkie jak zaraz po wyschnięciu (nie licząc przetłuszczenia u nasady). Maska ta była błogosławieństwem dla mojej świeżo obciętej grzywki która była puszysta i zachowywała swoją objętość również drugiego dnia po myciu.
- Działanie na skalp -  kilka razy wmasowałam maskę dokładnie w skórę głowy i potrzymałam ją chwilę dłużej. Nie zauważyłam po tym żadnego swędzenia ani pieczenia skóry głowy, mój skalp był po prostu grzeczny i nie marudził ( czasem mu się zdarza). Działania na porost nie sprawdzałam i sądzę że przy tych kilku aplikacjach maska żadnych cudów w tym zakresie nie zdziałała. Do tego potrzeba by było nakładać ją na skalp przy każdym myciu i trzymać dość długo, na co nie miałam ochoty.


           Podsumowanie          
Maska działała raczej słabo jak na maskę i nic szczególnego z moimi włosami nie robiła. Jedynym plusem, i to dużym było ograniczenie strączkowania się włosów. Jednak to za mało żebym zdecydowała się na ponowny zakup maski, przynajmniej w zwykłej cenie. Być może skuszę się na nią kiedyś gdy będzie w promocji i będę ją nakładać na samą grzywkę.


0 - Kosmetyk zamiast pomagać pogarsza stan moich włosów.
1 - Kosmetyk nie robi z włosami nic albo bardzo niewiele.
1,5 - (kosmetyk nie robi z włosami prawie nic z wyjątkiem bardzo dobrego zapobiegania strączkowaniu się.)
2 - Po użyciu kosmetyku włosy wyglądają i sprawują się dobrze, widać pozytywne działanie kosmetyku na włosy, jednak w niektórych kwestiach nie działa tak dobrze jakbym chciała.
3 - Nie ma się czego przyczepić, włosy wyglądają i sprawują się bardzo dobrze, wręcz idealnie ( lub bardzo mało im do ideału brakuje). Tak zwany "efekt wow".

niedziela, 2 marca 2014

Miesięczna aktualizacja długości -marzec 2014

Mimo że w lutym sporo się działo z moim włosami nie napisałam ani jednej notki poza poprzednią aktualizacją długości. A miałam na to dużo czasu. Patrząc na moje blogowe doświadczenia z poprzednich 7 lat dochodzę do wniosku że blogowanie nie jest dla mnie i poważnie rozmyślam nad usunięciem tego bloga.

W tym miesiącu byłam u fryzjera. Poprzednio byłam u fryzjera w czerwcu 2013 roku ( fryzura na ślub brata), a podcięcie u fryzjera miało miejsce na pewno w pierwszej połowie 2012 roku, później cięłam już sama.
Tym razem przed pójściem do fryzjera porządnie się zastanowiłam. Przemyślałam wszystkie za i przeciw, i ostatecznie nie żałuję tej wizyty. Zostałam pozbawiona ok 10 cm długości. Przy okazji pozbyłam się 90% cieniowania i zniszczonych końcówek. Zostało jeszcze kilka pasm których nie dosięgły nożyczki - ze względu na długość fryzjer już ich nie ruszał ale przy najbliższej wizycie ( tak, jeszcze tam pójdę) i z nimi się rozprawimy. Te pasma to resztki grzywki przy twarzy i parę pasemek z tyłu.
Co do grzywki - miałam ją już zapuszczoną i postanowiłam do niej wrócić. Czuję się z nią dużo lepiej i zdecydowanie jestem ładniejsza. Zostały tylko 2 pasemka po bokach bo obecna jest węższa od poprzedniej.
Co do długości - włosy sięgają gdzieś w okolice zapięcia od stanika. Fryzjer twierdzi że jest to długość idealna przy moim wzroście i sylwetce. Mój chłopak też na nią nie narzeka. A jak nie wierzę to mam założyć bikini i poprzeglądać się w lustrze, to ma mnie przekonać.
Nie mam ochoty oglądać moich zakompleksionych czterech liter w lustrze i bikini ale wierzę im na słowo.
Włosy stały się nagle bardzo ładne, gęste, i nawet mojej twarzy ta fryzura bardzo pomogła (haha). A ja znalazłam się w martwym punkcie. W impasie, powiedzmy. Bo przez cały czas zapuszczałam włosy a teraz nagle "z nieba mi spadła" idealna długość w której podobno jest mi dobrze (wierzę). Nie mogę się z tym pogodzić. Do tej pory myślałam ze dopiero długie pasma po sam tyłek zapewnią mi komplementy i podziw, a tu nagle takie "krótkie" włosy okazują się być ok. Nie wiem co robić. Ok, testuję odżywki, maski, olejki
 bo do tej pory nie mam nawet kilku sprawdzonych produktów. Ale co z moją gigantyczną kolekcją wcierek i olejków na porost? Chyba je rozdam skoro nie jestem już pewna czy chcę cokolwiek zapuszczać.

           Przyrost           
Dzisiaj moje włosy mierzą 84/ 84,5 cm. Nie wiem ile w tym miesiącu urosły, nie wiem ile konkretnie zostało obcięte bo nie miał ich kto zmierzyć przed i po wizycie u fryzjera. Wyglądają tak:
Olejek łopianiowy ze skrzypem polnym (Green Pharmacy) trzymany całą noc, mycie szamponem na brzozowym propolisie (Receptury babci Agafii), odżywka Nivea long repair nałożona na parę minut.
Nie patrzymy na różne dziwne rzeczy w tle ani na moją koszulkę. Studenci zrozumieją ( może). Wstążka jest tuż pod zapięciem od stanika.

           Jak przyspieszałam porost w lutym           
Wcierałam olejek Khadi w skalp przed myciem. I masowałam. Niestety olejek już mnie strasznie wymęczył i w lutym aż 5 razy odpuściłam sobie wcieranie go przed myciem. Chwilowo mam go dość pomimo świetnego działania. W tym miesiącu robię od niego przerwę, być może zdecyduję się na wcieranie czegoś po myciu...

           Plany na marzec           
- Zapisałam się na akcję olejową u Anwen więc planuję olejować włosy przed każdym myciem. Olej będę nakładać na sucho ( na całą noc) lub na zwilżone włosy ( na parę godzin). Używać będę olejku łopianowego ze skrzypem Green Pharmacy (KWC, ale tu jest ciut inny skład). Jest to olej słonecznikowy z dodatkiem oleju kukurydzianego i ekstraktów ze skrzypu i łopianu. Kupiłam go z zamiarem używania na skalp do przyspieszania porostu ale w obecnej sytuacji muszę zużywać moje zapasy wcierek jakoś inaczej. Zresztą nie mogłam użyć do tej akcji olejków które dostałam od Henri bo ani jednego ani drugiego nie starczyłoby mi na miesiąc regularnego olejowania. Żadnego innego oleju już nie miałam (dobra, mam lniany, ale on jest do picia a moje włosy raczej by obciążał) a nie chciałam kupować nic nowego, zużywam stare zapasy.
- Do przyspieszania porostu być może użyję nowej wcierki.
- Planuję przetestować działanie odżywki Nivea long repair, maski z efektem laminowania Marion i być może któregoś Biowaxa ( mam próbki).
- Na pewno nie kupię nic nowego do włosów. Studia oduczyły mnie gromadzenia niepotrzebnych rzeczy, pozbywam się wszystkiego co zbędne i stawiam na niezbędne minimum. Zaś mazideł do włosów ma trochę za dużo, chociaż i tak jest coraz lepiej.

Przepraszam za takiego ciut depresyjnego posta w przygnębiającym nastroju, ale od dłuższego czasu tak właśnie się czuję i ciężko mi wyprodukować coś bardziej pozytywnego. W ogóle jestem daleka od jakiejkolwiek produktywności. Mam nadzieję, że nikomu nie zepsułam nastroju moim biadoleniem =)