Tematyką bloga ma być pielęgnacja moich włosów oraz ich zapuszczanie. Blog mam mi służyć głównie jako miejsce zapisywania różnych spostrzeżeń, obserwacji związanych z pielęgnacją włosów, a także jako źródło informacji dla osób zainteresowanych tematem.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Moja kolekcja mazideł do włosów

Po zrobieniu porządków okazało się, że mam tych rzeczy trochę więcej niż myślałam - o paru zupełnie zapomniałam, na dodatek kupiłam ostatnio nowy balsam do włosów i dwie wcierki łamiąc tym samym moje postanowienie.
Zrobiłam sobie fotografię całych moich zbiorów =)
Podkreślone produkty, które miałam już wcześniej i posiadam kolejne ich opakowanie.
Pochylone produkty, które obecnie używam.

                              Szampony                              



1. Szampon Babyderam - pierwszy szampon który kupiłam jako włosomaniaczka. Postanowiłam kupić go jeszcze raz i zobaczyć jak teraz się sprawdzi - wtedy byłam zbyt oszołomiona całym tym dbaniem o włosy żeby cokolwiek zaobserwować =D Na razie czeka na swoją kolej.
2. Szampon Barwa Naturalna  agrestowy - SLS-owy rypacz, na początku włosomaniactwa używałam tego samego, ale żurawinowego. Oba pięknie pachną a włosy przy myciu aż piszczą ( o litość?). Używany rzadko, rzadziej niż raz na miesiąc.
3. Szampon lawendowy Johnsons Baby - używany obecnie, powoli się już kończy. Nigdy bym go nie kupiła gdyby nie ten post Henrietty. Całkiem fajny.
4. Odlewka szamponu Syoss Oleo Intense coś tam coś tam - Ma on w składzie mocny detergent, dużo olejku z pestek moreli i keratynę. Włosy po umyciu nim nie są dokładnie domyte, zostaje na nich taka warstewka. Lepiej nie myć nim włosów po olejowaniu. Chcę go zużyć i więcej nie wracać.

                              Maski i odżywki                              
Nie rozdzielam tych kategorii bo obu używam tak samo, to jak producent nazwie swój produkt nie jest dla mnie tak ważne jak działanie produktu.
1. Balsam do włosów suchych i zniszczonych z olejem arganowym i ekstraktem z grantu Green Pharmacy - mój najnowszy nabytek. Kosztował 8 zł =) Po przeczytaniu jednej recenzji już wiedziałam, że chcę go mieć. Zapowiada się obiecująco - ma fajny skład, piękny zapach, dobrą konsystencję, jest ładnie zapakowany. Używałam go już raz po przyjściu z basenu - akurat nie było nic innego pod ręką - i spisał sie bardzo dobrze.
2. Joanna Naturia odżywka z zieloną herbatą i pokrzywą - kupiona jako odżywka bez spłukiwania w czasach kiedy jeszcze nie stylizowałam włosów. Na razie stoi nieużywana, ale już wkrótce się za nią zabieram.
3. Maska Biovax Latte - dość droga a w działaniu taka sobie. Ma ładny mocny zapach, który po jakimś czasie trochę już męczy. Przez gęsta konsystencję nie jest zbyt wydajna. Więcej wkrótce, używam jej obecnie i koniec jest bliski.
4. Małe opakowanie odżywki Aussie 3 Minute Miracle Reconstructor - kolejny zakup popełniony pod wpływem posta Henrietty. Droga, skład nijaki, jest gęsta i pięknie pachnie - może troszkę zbyt chemicznie. Pożyjemy, zobaczymy.
5. Emulsja do włosów Gloria - produkt na który polowałam długo, w końcu bratowa się zlitowała i kupiła mi ją w Auchan w Bonarce ( dawniej tam nie jeździłam bo się bałam Krakowa, teraz wsiadam w samochód i wożę się gdzie mi się żywnie podoba). Fajna, lekka, ale chyba wolę maskę Glorię. Obecnie na wyczerpaniu, używam jej do OMO jako pierwsze O.
6. Maska Granat i Aloes Alterra - mało wydajna ale tania i fajna. Miałam ją już raz, kupiłam drugą żeby dokładniej zbadać jej działanie.

                              Oleje                              
1. Olejek Alterra brzoza i pomarańcza - długo odkładałam jego zakup bo czekałam na promocję. Nie doczekałam się, olejek zniknął ze sklepów i wtedy dałabym wszystko żeby go mieć. Wreszcie wrócił w nowym opakowaniu a ja kupiłam go przy pierwszej okazji choć jego cena była jeszcze wyższa. Nie żałuję.
2. Olejek rycynowy - miałam kilka mniejszych opakowań, w końcu sięgnęłam po większe. Używam go do ocm i przed myciem do olejowania skalpu.
3. Olej kokosowy - pierwszy olej na włosy jaki zakupiłam świadomie w tym celu. Tutaj mam już drugie jego opakowanie, ale więcej go już raczej nie kupię. Już się kończy, więc za niedługo parę słów na jego temat.

                              Wcierki                              
1. Woda brzozowa Isana - chyba nigdy się nie skończy... No dobra, wcieram dzielnie i jest postęp, powoli jej ubywa.
2. Wcierka Joanna Rzepa - kupiona ostatnio za ok. 8-10 zł. Miałam już jedno opakowanie , na które polowałam bardzo długo, byłam z niej zadowolona więc kupiłam ją ponownie.
3. Odżywka do włosów i skóry głowy Jantar - przeczytajcie jeszcze raz opis do Joanny Rzepy i będziecie wiedzieć wszystko.

                              Stylizacja i dodatki                              
1. Nafta kosmetyczna z olejem rycynowym - sądząc po składzie żadnego olejku tam nie ma. To moje drugie opakowanie ( tutaj puste, to drugie jest dość zniszczone), które stoi nieużywane - kiedyś używałam jej do każdego mycia i byłam zachwycona.
2. Super Gel Anet - mój ulubiony stylizator, więcej o nim tutaj.
3. Jedwab Marion Natura Silk - najlepszy jedwab jaki miałam, tani, wydajny, pięknie pachnie. Nie zawiera alkoholu, za to faktycznie zawiera proteiny jedwabiu i lekkie silikony które nie obciążają moich włosów. Dowiedziałam się o nim z bloga BlondHairCare i zaczynam już drugie jego opakowanie.

                              Półprodukty                              
Używam ich rzadko, ale jednak, więc o nich też wspomnę.

1. Hydrolizat keratyny - do masek, płukanek, mgiełek. Dla moich włosów nie za dobry - ale jeszcze go sprawdzam.
2. Panthenol - do masek i płukanek - bardzo mocno nawilża, aż za mocno.
3. Spirulina - do maseczek na twarz i włosy - wolę ją na twarzy, bo starcza mi na dłużej.
4. Kwas HA - uzywany głównie jako serum do twarzy, gdzie sprawdza się tak dobrze że aż szkoda mi go na włosy.
5. Olej z pestek śliwki - taki tam mój wymysł, drogi a niepotrzebny. Ładnie pachnie =)
6. Skoncentrowany wyciąg z aloesu - do masek i płukanek.

                              Zioła, czyli wielka czarna dziura.                              
Ziół używam głównie do płukanek, a ze płukanek od bardzo dawna nie robię wcale...

1. Cassia Henne Natur - tutaj.
2. Amla - kupiłam ją dawno temu, i mam do tej pory. Jest bardzo wydajna. Używam jej jako suchego szamponu, czasem jako składnik maski na włosy. Świetna jako maseczka na twarz - z dodatkiem miodu.
3. Nasiona lnu - robię z nich żel lniany - stylizator i składnik nawilżającej maski z dodatkiem cytryny i miodu. 
4. Nasiona kozieradki - robię z nich wcierkę na wypadanie która działa rewelacyjnie. Na razie stoją nieużywane bo mam wodę brzozową do zużycia.
5. Ziele skrzypu - do skrzypokrzywy na porost włosów. To już chyba 5 opakowanie - i ostatnie, bo więcej skrzypu nazbieram sobie sama.
6. Korzeń lukrecji - do płukanki nawilżającej i przeciw przetłuszczaniu się włosów.  Aktualnie nie używam go wcale.
7. Liść senesu - kupiony dawno  temu do wypróbowania jako zamienni cassi, jednak do tej pory go nie przetestowałam. Ostatnio pisała o nim Wiedźma - trochę mi głupio teraz bo będzie ze od niej odpatrzyłam za sama wpadłam na ten pomysł  =)
8. Korzeń prawoślazu - do płukanki nawilżającej i przeciw przetłuszczaniu - kolejne nieużywane zioło.
9. Liść szałwii - do płukanki prostującej włosy - mam go od dawna a dalej nie wiem czy prostuje czy nie.
10. Kora dębu - do płukanki przyciemniającej którą zrobiłam tylko raz. Chyba zużyję ją jako podpałkę do grilla...
12. Korzeń mydlnicy - płukanka przeciw przetłuszczaniu włosów. Tak jak inne zioła - nieużywana.
13. Liść pokrzywy - do skrzypokrzywy, chyba już 7 paczuszka. Podobnie jak skrzyp - nie kupię jej więcej bo nazbieram sobie sama.

Jak widać, absolutnie nie muszę nic kupować - za to przydałoby mi się zacząć robić płukanki =)

niedziela, 16 czerwca 2013

Miesięczna aktualizacja długości - czerwiec 2013

Co prawda minęła już połowa miesiąca a aktualizacja miała być na jego początku, ale tak wyszło. Przynajmniej zdjęcie jest przepisowo z początku czerwca.

Włosy jeszcze mokre i nieodgniecione. 
Zdjęcie jest robione komórką, stad jego średnia jakość. Ale najważniejsze - czyli długość - widać tak jak trzeba. Górna krawędź miarki zaznacza jednocześnie dolną krawędź zapięcia od stanika. Moim pierwszym celem jest zapuszczenie włosów za zapięcie od stanika - jak widać już niedaleko do osiągnięcia tego celu.
W maju włosy urosły mi o ok. 1,5 - 2 cm, więc ich obecna długość wynosi trochę ponad 65 cm. Długość włosów mierzę od początku linii włosów nad czołem, na samym środku. Niestety nie mam na tyle wprawy aby moje pomiary były w miarę precyzyjne.
Przyrost nie jest bardzo duży a na zdjęciach różnica jest spora - spowodowane jest to tym ze na aktualnym zdjęciu się wyprostowałam =)

Przyspieszanie porostu...
Przyspieszanie porostu w maju wyglądało bardzo podobnie jak w kwietniu, z tym wyjątkiem że było nieco mniej regularne. Muszę wrócić do zaznaczania codziennie mojej suplementacji na kartce bo bardzo mi to pomaga zachować regularność. Z wcierek zużyłam mgiełkę Radical -  miałam jej około 2/3 opakowania. i prze kilka ostatnich dni używałam już wodę brzozową Isana - jej akurat mam zapas który starczy mi na baaardzo długo. Wewnętrzna suplementacja wyglądała u mnie identycznie jak w kwietniu - piłam 1/2 kostki drożdży dziennie oraz skrzypokrzywę.

Plany na miesiąc czerwiec:
O dziwo udało mi się zrealizować wszystkie plany z poprzedniego miesiąca. Małym odstępstwem był zakup miniaturowej wersji odżywki Aussie. Nie pokazałam też żadnej fryzury, chociaż trochę doskonaliłam moje zdolności. W tym miesiącu zamierzam:
- wznowić suplementację która przestała być tak regularna jak chciałabym - zamierzam nadal popijać drożdże ze skrzypokrzywą;
- nacierać skalp przed myciem rozcieńczonym olejem rycynowym;
- przetestować działanie keratyny hydrolizowanej na moje włosy;
- zużywać maskę Biovax Latte która odpowiednio nakładana okazała się być bardzo wydajna - być może jeszcze w tym miesiącu coś o niej napiszę;
- być może uda mi się wydać ostateczny wyrok na olej kokosowy;
- a także pokazać na blogu jakąś fryzurę;
- i oczywiście nadal nic nie kupować - zaopatrzyłam się w szampon a poza tym mam wszystkie potrzebne mazidła.

Macie jakiś pomysł na kolejny cel w zapuszczaniu włosów? Coś pomiędzy zapięciem od stanika, które jest tuż-tuż, a wcięciem w talii i łokciami, które są trochę za daleko...

wtorek, 4 czerwca 2013

Cassia Henne Natur - pierwsze wrażenia z pierwszego podejścia.

Pierwszą wypróbowaną przeze mnie cassią była cassia firmy Khadi. Starczyła mi na dwa użycia co nie pozwoliło mi określić jej działania na moje włosy. Cena nie zachęcała do dalszych eksperymentów, szczególnie jeśliby dodać do niej koszty wysyłki. I tak, po długich poszukiwaniach tańszej cassi natrafiłam na tą francuskiej firmy Henne Natur, tańszą o mniej więcej 10 zł ( a i wysyłka wychodzi taniej). Po skończeniu badań nad stylizatorami mogłam ( po krótkiej przerwie) przystąpić do eksperymentu z cassią.
Zdjęcie z aukcji, na której kupiłam moją cassię.


O hennie ( i o cassi też, bo cassia z henną ma sporo wspólnego) można przeczytać tutaj i tutaj też.

Przygotowanie cassi
Co prawda cassia nie wymaga zakwaszania ani odstawiania na jakiś czas aby barwnik się rozwinął i dojrzał, ale nikt też tego nie odradza. Ja wymieszałam połowę opakowania z kwaskiem cytrynowym na dość rzadką papkę i odstawiłam na 12 godzin. Po dwunastu godzinach przypomniałam sobie, że miejsce dojrzewania cassi miało być ciepłe - a ja wybrałam miejsce takie sobie, ani ciepłe, ani zimne.
Liczyłam na uwolnienie się większych ilości żółtego barwnika który miałby szansę na wbudowanie się we włosy i tym samym delikatne ich pogrubienie i rozjaśnienie.

Aplikacja, trzymanie i zmywanie
Cassię nakładałam na świeżo umyte włosy. Powinny być też suche, ale nie miałam czasu aby pozwolić włosom na naturalne wyschnięcie. Podsuszyłam je suszarką i zaczęłam nakładać cassię na wilgotne włosy.
Mikstura pieczołowicie przygotowywana, mieszana, i dojrzewająca przez pieprzone 12 godzin starczyła mi na połowę włosów.
Spłukiwać czy domieszać więcej cassi? Już miałam pakować głowę do wanny i spłukać to wszystko, niech płynie w cholerę. Ale wysiliłam się i przygotowałam  jeszcze trochę mikstury na resztę włosów.
Mikstura nakładała się całkiem znośnie, nie spływała z włosów, ale trzeba się było trochę namęczyć żeby nałożyć ją równomiernie wszędzie gdzie trzeba, i przy okazji nie mieć jej wszędzie gdzie nie trzeba ( później musiałam wyprać mój stanik...). Następnym razem poproszę kogoś o pomoc.
Na włosy nałożyłam foliowy czepek, owinęłam brzegi bandażem a na całości zrobiłam jeszcze turban z ręcznika. I tak zasnęłam.
Po trzech godzinach nastąpiło przebudzenie - równie dobrze mogłam spać tak całą noc bo nie nastawiłam budzika. Spłukiwanie cassi najlepiej przeprowadzić w wannie z wodą - zanurza się wszystkie włosy i miesza nimi w wodzie. Ja byłam na to zbyt senna więc przeprowadziłam ten zabieg w miednicy z wodą, którą wymieniałam kilkakrotnie. Po raz drugi włosy zostały podsuszone suszarką. Zaplotłam wilgotne włosy w warkocz i poszłam spać.

Włosy zaraz po aplikacji
Następnego dnia po cassi włosy były sztywniejsze niż zwykle, ale przy moich zazwyczaj mięciutkich włosach było to fajne uczucie. Warkocz z takich sztywnych włosów był nieco grubszy. Nie były w ogóle przesuszone, nawet na końcówkach. Kolejnego dnia je rozczesałam, i nagle zrobiły się bardzo suche. Z taką suchą miotełką spędziłam cały dzień aż do kolejnego mycia. Nie zauważyłam żadnego rozjaśnienia, na włosach został cassiowy zapach. Cassia z włosów wypłukała się dobrze, za to zostało jej sporo na skalpie.

Włosy trochę później - po pierwszym myciu
Postawiłam na mocne nawilżanie - nałożyłam na ok 30 min emulsję Gloria z dodatkiem panthenolu z półproduktów. Pominęłam stylizację. Włosy były bardzo nawilżone, śliskie, ale też spuszone trochę bardziej niż zwykle.

I jeszcze trochę później - po trzech kolejnych myciach
Przy kolejnych myciach nakładałam stale maskę biovax latte.
Warkocz już stracił swoją grubość - może włosy nabrały troszkę ciała, ale jeśli już to naprawdę niewiele, nie na tyle żeby efekt był widoczny.
Dalej nie widać zmiany koloru włosów - może jej jeszcze nie zauważam. Przy cassi khadi widoczne było delikatne rozjaśnienie, miałam nawet odrost - wyglądał jakby moje włosy były przetłuszczone u nasady bo różnica kolorów była zbyt mała żeby odrost odznaczał się równą linią.
Zapach cassi po 2 myciu stał się wyczuwalny tylko na mokrych włosach - po khadi trzymał się na pewno dłużej, nawet do 2 tygodni. Niestety nie pamiętam dokładnie ile.
Włosy puszą się trochę bardziej, ale może to być wina zmiany maski do włosów i pogody - za oknem cały czas jest mokro.
Najbardziej widoczna jest zmiana mojego skrętu - włosy kręcą się mocniej niż przed nałożeniem cassi! Szczególnie widać to na spodniej warstwie włosów która zazwyczaj była prawie prosta a teraz pojawiają się delikatne rulony na końcach włosów. Ale biorę pod uwagę fakt, że zazwyczaj w mojej pielęgnacji nie ma żadnych protein które wzmacniają skręt. Może się więc okazać, że włosy wcale nie cieszą się konkretnie z cassi, ale z tego, że wreszcie dostały jakiekolwiek proteiny. Zdjęcie włosów z mocniejszym skrętem będzie można zobaczyć w aktualizacji długości.

I na zakończenie...
Dwa dni temu mama przyniosła mi ręcznik, z którego zrobiłam turban. Ubrudził się trochę cassią wyciekającą spod czepka, ale zupełnie się tym nie przejęłam bo przecież cassia nie farbuje, więc ręcznikowi przecież nic nie będzie. Okazało się, że po wypraniu zostały na nim ciemne plamy.